Translate

środa, 24 listopada 2021

Wyprawa osiemnasta do Czarnobyla - sierpień 2021- dzień II

 

    Drugi dzień sierpniowej wyprawy do Czarnobyla okazał się dniem niezwykłym. Zaryzykowałbym twierdzenie, że najlepszym dniem z wszystkich wypraw.

    "Elektriczką", czyli kolejką pracowniczą, ze Sławutycza dotarliśmy do stacji Semihody




    Przed wyjazdem na Facebooku dostaliśmy informację od znajomych ze Sławutycza, że nie poznamy stacji w Czarnobylskiej AES. Została odnowiona i jest super. Jak widać na zdjęciach, perony nie zmieniły się wcale. Natomiast wejście do elektrowni jak najbardziej. Nie udało się sfotografować bramek mierzących temperaturę ze względu na liczną ochronę przy wejściu. 

    Przewodniczką była podczas tego wyjazdu Alesya Kartseva. 

    Spod stacji Semihody zabrał nas bus i dowiózł do centrum turystycznego mieszczącego się przy placyku widokowym na sarkofag. 



    Zrobiliśmy przy okazji kilka zdjęć tego miejsca. Czekaliśmy na przewodnika, który miał nas zaprowadzić pod Arkadę.

    Dojścia do Arkady pilnowały psy. Dokładnie nas obszczekały, spełniając swój obowiązek. 




    Po przejściu kładki nad szynami Arkady znaleźliśmy się na placyku, na którym ją budowano. Pomijam całą procedurę wejścia na ten teren.


    Tomek sfotografował podstawy szyn Arkady - olbrzymie konstrukcje betonowe. Mnie nie udało się tego zrobić, bo byłem zaaferowany widokiem Arkady jak również tym, co miało nas czekać.


    Znalezienie się tak blisko Arkady było dla mnie, jak sądzę również dla moich przyjaciół, ogromnym przeżyciem. Patrzyliśmy z zapartym tchem na ogrom tej budowli.








    Budowę Arkady obserwowałem od wielu lat. Nie udało mi się zobaczyć na własne oczy nasuwania tej ogromnej konstrukcji na sarkofag. Teraz  miałem możliwość wejścia pod Arkadę. Okazało się, co było ogromną niespodzianką, że oprócz wejścia pod Arkadę, Siergiej Akulinin uzyskał dla nas zgodę na wejście do jej sterowni jak również na jej dach. Po obejrzeniu sterowni wchodziliśmy na dach tymi schodami, które znajdują się obok komina wentylacyjnego (za moimi plecami). Było to ogromne wyzwanie, 109 metrów po schodach. 

    Nasz przewodnik - Anton Povar - opowiadał nam o roli Arkady i jej sterowni. Słuchaliśmy go z dużym zainteresowaniem.









    W sterowni, jak widać, XXI wiek. Komputery analizują dane z czujników rozmieszczonych pod Arkadą. 









    Kamery rejestrują wszystko, co się dzieje pod Arkadą. Odbywają się tam różne prace związane ze starym sarkofagiem, który ma zostać rozebrany, pozostałości paliwa z bloku czwartego wyjęte i poddane procesowi przechowywania odpadów radioaktywnych.







    Po zwiedzeniu centrum, poinformowano nas, że następnym punktem będzie wejście na dach Arkady, ostatnim  wejście pod Arkadę z tego względu, że w tym momencie trwały prace pod Arkadą i nie mogli nas tam wpuścić.

    Przebrano nas w kurtki i buty. Temperatura tego dnia była bliska 30 stopni Celsjusza. Ubiór był bardziej jesienny, ale cóż skoro tak miało być. Niektórzy dostali buty trekkingowe, mnie trafiły się za duże mokasyny. Mówię o tym dlatego, że wchodzenie po schodach w spadających butach nie jest zabawne. Jednakowoż cel uświęca środki. 
    





    Myślenie o tym, jak tam wejść, odmalowało się na naszych twarzach. Będzie ciężko, każdy myślał, że nie poradzi. 




    Zaczęło się wchodzenie. Myślałem jedynie o tym, że nie dam rady. Nie uda mi się. Jestem za stary. Ciężko mi wchodzić na czwarte piętro, a to 109 metrów!

   

    Wchodziliśmy całą grupą, ale po pewnym czasie pod wpływem zmęczenia nasz szereg się rozciągnął. Co kilka pięter odpoczywaliśmy, łapiąc oddech. Urszula Kuczyńska szła tuż za mną.


    Widok ze schodów prowadzących na dach Arkady zapierał dech w piersiach. Już myślałem, co zobaczę na samej górze. Pomimo zmęczenia i spadających butów wchodziłem na górę. Moje wchodzenie sfotografował Sławek Grabowski.

    Dlaczego się bałem? No cóż, schody jak widać są dość szerokie, można by powiedzieć wygodne, ale przerażały mnie zabezpieczenia po lewej i prawej stronie. Gdybym zasłabł i stracił przytomność, to zapewne byłaby ostatnia rzecz, jaką robiłem w życiu. Upadek z tej wysokości to koniec wszystkiego. Jak łatwo zauważyć, odległość między poręczą a belką środkową, jak również schodami, jest na tyle duża, że można tamtędy łatwo się przemieścić. Gdyby chociaż była tam siatka, byłbym spokojniejszy. 


    Tomek Róg zrobił mi też kilka zdjęć swoim telefonem. On również miał podobne uczucia i obawy. 




    Ukoronowaniem tego wchodzenia na dach Arkady był przepiękny widok. Polesie to bagna i równiny. Pokażę strefę na późniejszych zdjęciach. Fascynował nas ten korytarz nad Arkadą, ale nasz przewodnik Anton Povar zwrócił nam uwagę, że nasze dozymetry ustawione są na 100 uSv i przekroczenie tej dawki spowoduje brak możliwości wejścia pod Arkadę. Śpieszyliśmy się. Anton wziął mój dozymetr Terra-P i wszedł na odległość kilkunastu metrów na kładkę nad dachem Arkady. Dozymetr wskazał 135 uSv/h i promieniowanie rosło. Nie chcieliśmy kusić losu. Takie zwiedzanie Arkady zdarza się tylko raz. I dzięki Siergiejowi Akulininowi tylko my mogliśmy tego doświadczyć. 



    
    Promieniowanie 26,63 uSv/h jest bardzo duże. Przypomnę, że na Ukrainie norma to 0,3 uSv/h. Taki poziom promieniowania był tuż przy kładce nad dachem Arkady.

    Robiliśmy zdjęcia sobie, Arkadzie i krajobrazom. Przepełniała nas radość, że oto stało się. Nikt z nas nie liczył na to, że uda się nam wejść na dach Arkady. W planach było jedynie wejście pod Arkadę. Tylko o tym wiedzieliśmy. Oto Sławek Grabowski i Sebastian Marciak pełni radości.



    Urszula Kuczyńska, która pojechała do strefy pierwszy raz, zachwycała się widokiem tak jak i my. Przybliżę postać naszej koleżanki. Urszula zajmowała się wieloma interesującymi dziedzinami nauki w swoim życiu. Spędziła kilka lat w Chinach, studiując język mandaryński. Doskonale włada językiem francuskim i angielskim. Przez wiele lat  zajmowała się Programem Polskiej Energetyki Jądrowej. Do strefy czarnobylskiej zdecydowała się pojechać ze względu na swoją książkę, którą w tym czasie pisała. Chciała na własne oczy zobaczyć skutki awarii w CZAES. 

    Książka Urszuli Kuczyńskiej" Atom dla klimatu" właśnie ukazała się teraz - w listopadzie 2021.  Polecam wszystkim tę niezwykłą książkę. Zacząłem ją dopiero czytać, ale od pierwszych stron zachwyca wspaniałym językiem i ogromną wiedzą autorki. Książkę można kupić w wydawnictwie - słowa na wybiegu

    
    Ze względu na brak czasu wyprawę sierpniową opisuję dopiero w listopadzie 2021 r. . Jestem już po kolejnej - dziewiętnastej - październikowej wyprawie, którą zacznę opisywać najszybciej jak się da. Nie mogłem jednak pominąć takiego wydarzenia jak wydanie książki Urszuli Kuczyńskiej. 






    Zrobiłem sobie kilka zdjęć telefonem, żeby uwiecznić fakt, że tam byłem. 

    Poniżej widać przepiękne widoki strefy. Być może zdjęcia nie pokazują tego dokładnie, ale widok strefy z dachu arki był niezwykły. Nie podpisuję każdego zdjęcia, bo ci, co znają strefę,  rozpoznają te miejsca.



























    Schodzenie z dachu Arkady było łatwiejsze, ale równie niebezpieczne co wchodzenie. Udało się. 


    Po zejściu z dachu Arkady zabrano nam kurtki i każdy musiał przejść przez nowoczesny dozymetr, który mierzył bardzo dokładnie całe ciało człowieka. Na zdjęciach poniżej Marek Rabiński poddaje się temu procesowi.



    Ponownie zostaliśmy przebrani w takie oto "chałaty", kaski, buty i maski.


    Tym razem weszliśmy pod Arkadę. Wprowadzono nas w taki sposób, że mogliśmy patrzeć na konstrukcję starego sarkofagu na wprost.






    Malutki placyk odgrodzono taśmami ostrzegawczymi, których przekraczanie było wzbronione. Robiliśmy zdjęcia ciesząc się ogromnie, że udało się nam tutaj się znaleźć.




















    Tomek Róg uwiecznił mnie w tym szczególnym miejscu. Dla mnie ten dzień był ukoronowaniem wszystkich wyjazdów. 











    Rozstanie z Arkad było trudne. Jednakowoż kolejny punkt programu pozwalał nam przeżywać radość ze spełnienia. Ten dzień, jak już powiedziałem, był dniem szczególnym i dalszy jego ciąg taki pozostał.

    Pojechaliśmy do Czarnobyla.  To przepiękne miasto. Zwiedzanie zaczęliśmy od cerkwi, którą fotografowałem już wielokrotnie. Tym razem spostrzegliśmy otwarte drzwi. Czyżby można było zwiedzić tę przepiękną cerkiew św. Eliasza (Свято-Іллінська церква в Чорнобилі)


    Na nasze zapytanie, czy możemy wejść i sfotografować cerkiew, przebywający w niej mężczyzna, powiedział, że batiuszka tego nie zabrania. Żeby móc robić zdjęcia, spełniliśmy z własnej woli ofiarę. Ja, będąc w cerkwi, staram się zawsze zapalić świecę lub dwie. Za żywych i umarłych. Znalazłem ciekawe wytłumaczenie roli, jaką odgrywa świeca w liturgii prawosławnej.

    W tej cerkwi byłem jedyny raz jesienią 2013 roku. Odbywało się wtedy nabożeństwo i babuszka sprzedająca świece nakrzyczała na nas, żeby nie fotografować. Tym razem zaskoczenie było ogromne. Zrobiliśmy wiele zdjęć. Chciałem pokazać piękno tej świątyni.



























    Zdjęcie poniżej przedstawia cerkiew pomnik. Fotografowałem ją już wiele razy. Ostatnio w 2018 roku podczas wyjazdu jesiennego. Wyjazd sierpniowy 2021 r., jak już wspomniałem, opisuję dopiero w listopadzie i od sierpnia zdarzyło się wiele w strefie. Otóż kopuła tej cerkwi została nałożona  11 listopada 2021 roku. Opisał to Tomek Róg na stronie - Licznik Geigera na Facebooku.



Zamieszczę poniżej kilka zdjęć z 2018 roku, żeby pokazać, jak to miejsce uległo zmianie.







    Wracając do 2021 roku, chciałbym zwrócić uwagę na przepiękny kształt cerkwi św. Eliasza. Teren wokół jest bardzo zadbany. Przypomnę, że Czarnobyl to miasto strefy wykluczenia. Jego mieszkańcy zostali ewakuowani w 1986 r. Czy Czarnobyl się odrodził ? Niestety nie. Miasto jest tylko sypialnią dla pracowników strefy. Działają tu sklepy, stołówki. Nabożeństwa w cerkwi odbywają się podobno raz w miesiącu. 


    Jeśli tylko mogę, to robię zdjęcie tej drogi, która prowadzi nad rzekę Prypeć. Jest tajemnicza, porośnięta krzewami. Widok z góry pokazuje, że wcale nie jest tajemnicza ani zagadkowa. Ot, takie głupie wrażenie.



    W strefie nieubłaganie upływa czas. Można by rzec, że jest złośliwy i ciągle nas pogania. Musimy się śpieszyć. Tak było i tym razem. Został nam ostatni punkt tego dnia - Radar Duga. 
    Kiedyś owiany tajemnicą przyciągał uwagę całego świata. Dzisiaj każdy może go zobaczyć na własne oczy. Jeśli tylko pojedzie do strefy.

    Anteny odbiorcze radaru Duga, jak nas poinformowano, uznano niedawno za zabytek. Nie wolno nic zmieniać.








    Po interesującej dyskusji o roli pozahoryzontalnego radaru strategicznego Duga i jego konstrukcji Urszula Kuczyńska zrobiła zdjęcie naszej grupki. Każdy zwiedza to miejsce według swojego uznania. Jedni skupiają się bardziej na miasteczku przy radarze, inni z kolei próbują spenetrować centrum dowodzenia. Każdy ma swoje potrzeby.










Nasza grupa po obejrzeniu anten skierowała się do centrum dowodzenia.








    Centrum dowodzenia daje możliwość zobaczenia wielu niezwykłych konstrukcji i urządzeń. Ma ogromną zaletę, daje możliwość bezpiecznego wyjścia na dach, skąd rozlega się doskonały widok na anteny i nie tylko.










    Idąc w kierunku wyjścia, nie sposób nie odwiedzić centrum szkoleniowego. Byłem tu kilka razy i zawsze  przypomina mi się moja służba wojskowa. W takich salkach, pełnych plansz, gadżetów i instrukcji, odbywaliśmy szkolenie wojskowe. Mogę sobie wyobrazić żołnierzy, którzy uczyli się w tym miejscu. 






    Na parkingu przed bramą wejściową radaru Duga spotkaliśmy naszego znajomego Leonida, który w 2019 roku był naszym kierowcą po strefie wykluczenia.


    Jadąc w kierunku stacji Semihody, dosłownie na chwilę wpadliśmy do jedynego ocalałego budynku przedszkola w wiosce Kopacze.



    Przed przedszkolem pomnik bohaterom Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Pokazywałem go już wielokrotnie, ale w strefie są właśnie takie miejsca, które są widoczne i wszyscy przewodnicy pokazują je zwiedzającym. To jest właśnie jedno z nich. 
    Są natomiast takie miejsca, do których trudno dotrzeć z dużą grupą. I właśnie małe grupy, takie jak nasza, mają większe możliwości poznania miejsc niedostępnych innym. My zawsze mamy swoje plany, cele i zamierzenia. Czasami uda się zrealizować wszystko. Czasami nie. Dlatego wracamy ciągle do strefy.





    W strefie, która teraz nastawiona jest na masową turystykę, pojawiają się trwałe informacje o miejscach, które są odwiedzane. Czy to dobrze? Trudno powiedzieć. Strefa zmienia swój charakter. Nastawienie obecnych władz też się zmienia. Wybudowano nowe drogi. Jeżdżenie po wyznaczonych trasach jest bardzo szybkie. Jest wiele firm, które oferują zwiedzanie strefy, zatrudniają młodych ludzi, którzy awarię znają jedynie z literatury. Strefę znają, wiedzą, co można pokazać. Czasami wielu rzeczy mogą się dowiedzieć od nas.

    Z wioski Kopacze do stacji Semihody to już niewielka odległość. Przejazd kolejką do Sławutycza zakończył drugi dzień wyprawy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz