Translate

środa, 13 października 2021

Wyprawa osiemnasta do Czarnobyla - sierpień 2021- dzień I

 

    Rok 2020 spowodował, że plany wyjazdu do Czarnobyla spełzły na niczym. To był smutny rok z wielu przyczyn. Moje, jak i moich przyjaciół, marzenia o wyjeździe do zony spełniły się w sierpniu 2021 r. Wyjazd przygotowany przez Tomasza Roga, który prowadzi niezwykle interesującą stronę  - Licznik Geigera, był wyjazdem wymarzonym. Spełnił się po wejściu do samolotu. Chociaż zawsze powtarzamy sobie, że wyjazd dojdzie dopiero do skutku, jak szczęśliwie wrócimy. Stało się tak i tym razem.

    Naszą grupę stanowią ludzie z Polski i nie tylko. Tym razem wszyscy uczestnicy byli z Polski. Z Warszawy leciałem ja - Andrzej Urbański, Marek Rabiński, Sławek Grabowski i Sebastian Marciak. 

    Dla mnie podróż zaczęła się na dworcu autobusowym. Ciekawostka, autobus jedzie z Białegostoku do Warszawy 3 godziny 25 minut, a samolot z Warszawy do Kijowa leci godzinę i 10 minut.




    W czwórkę czekaliśmy na samolot z Warszawy. Zdjęcia zrobił Sebastian Marciak. 


    Każdy kupował sobie bilety indywidualnie, stąd też system przydzielał dowolne miejsca. Ja wybrałem miejsce 12A. Nie miałem powodów do narzekań.



    Urszula Kuczyńska również leciała z Warszawy, ale inną linią, a Tomek Róg z Krakowa. Wszyscy spotkaliśmy się po 22 na Żulianach w Kijowie. Po kilku minutach zabrał nas z lotniska kierowca i rozpoczęliśmy podróż do Sławutycza. Cóż to była za podróż. Przepełniała nas radość, że oto dzieje się, po tak długim czasie jesteśmy na Ukrainie. Jedziemy do ulubionego miasta. 

    Przejazd trwał około dwóch godzin. Rozlokowaliśmy się w kwaterach. Ja, Marek i Tomek dostaliśmy lokal w kwartale Wileńskim, jak za karę. Siergiej chciał jak najlepiej, do miejsca, w którym mieliśmy nocować, nie można mieć żadnych pretensji. Jedynie do odległości, jaka dzieliła to miejsce od centrum miasta, o kolejce pracowniczej nie wspominając. 



    Ja i Marek, z racji wieku, dostaliśmy pokoje na dole willi. 



    Tomek musiał codziennie pokonywać te schody, żal mi go było, ale poświęcił się dla nas. Dzięki Tomku.




    Kuchnia w tym domu była niezwykle przestronna, bardzo wygodna. Skorzystaliśmy z lodówki do ochłodzenia napojów i żywności. Sierpień był niezwykle upalny. Przyjechaliśmy nocą, ale było bardzo gorąco. Pogoda dopisała, nawet za bardzo. To, że nie padało, to sukces, ale że było ponad 30 stopni Celsjusza, to już nie za dobrze.

    Po nocy nastał dzień I wyprawy. Ten wyjazd był szczególny, bo pierwszy dzień sierpniowej wyprawy zaplanowany był tak, abyśmy mogli zobaczyć tę część Ukrainy, która zawsze jest pomijana w każdej ekspedycji do zony. 

    Siergiej Akulinin, nasz organizator po stronie ukraińskiej, zaplanował ten dzień od zwiedzania Muzeum Krajoznawczego Miasta Sławutycza i Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej. Do tej pory to się nie udawało. Z prostej przyczyny - 7:40 wyjazd do strefy elektriczką. Tym razem, kiedy mieliśmy czas, zwiedzenie muzeum było dużą przyjemnością.


































    W muzeum, oprócz części poświęconej miastu Sławutycz, awarii w Czarnobylskiej AES, odtworzono z najdrobniejszymi detalami mieszkania, jakie były w Prypeci.









    
    Byliśmy bardzo zadowoleni z możliwości zobaczenia wszystkich ekspozycji w muzeum miasta Sławutycz. Nie zagłębiam się w działy muzeum, mam nadzieję, że zdjęcia pokazują dokładnie, czym zajmuje się ta placówka. 

    Drugim punktem pierwszego dnia wyprawy sierpniowej było zwiedzanie Czernihowa. Każdy wyjazd do strefy, podczas którego zatrzymywałem się w Sławutyczu, prowadził przez Czernihów. Nigdy nie udało mi się zwiedzić tego miasta, aż do sierpnia 2021 r. Ten dzień, dzięki Siergiejowi Akulininowi, miał być nieco inny niż następne. W tym dniu spełnialiśmy swoje życzenia. Odwiedziliśmy Muzeum w Sławutyczu, a następnie pojechaliśmy do Czernihowa

    Zwiedziliśmy jedynie jego historyczną część  zwaną Wałem. Idąc, fotografowaliśmy wspaniałe zabytki . Oto Sobór Spaso-Preobrażeński (Спасо-Преображенський собор).
   

    Na Wale zgromadzono 12 historycznych armat. Jeśli ktoś nie chciał się z kimś spotkać, to mówił, spotkajmy się przy trzynastej armacie.



    Z tego miejsca, gdzie stoją armaty, doskonale widać rzekę Desnę, nad którą położony jest Czernihów. Ten szary budynek z prawej strony to Czernihowski Dworzec Rzeczny (Чернігівський річковий вокзал).


    Obejrzeliśmy dom Lizoguba. Budynek ten należał do wielu właścicieli jak również mieściło się w nim wiele instytucji. W tej chwili mieści się tu Regionalne Muzeum Historyczne im. W. Tarnowskiego.


    Budynek arcybiskupa (Будинок архієпископа), w którym obecnie mieści się Archiwum Państwowe w Czernihowie (Черниговский государственный областной архив).


    Spacerując po parku, wróciliśmy w miejsce Soboru Spaso-Preobrażeńskiego. Trwają w nim prace remontowe.





    Tuż obok znajduje się Sobór Św. Borysa i Gleba (Борисоглебский собор) -  obecnie Muzeum Architektury.



    Przewodnik poinformował nas, że nazwa Wał pochodzi od wzniesienia, na którym byliśmy. Opuszczając Wał, sfotografowałem Kolegium Czernihowskie (Чернігівський колегіум).

    Ulicą Sereżnikowa (Сережникова) poszliśmy w kierunku Placu ogrodowego im. Bohdana Chmielnickiego




      Przepiękny Perukowiec podolski.
    
    Na Placu im. Bohdana Chmielnickiego stoi Cerkiew św. Paraskiewy w Czernihowie (П'ятницька церква ПЦУ).







    Ulicą hetmana Połubotki (гетмана Полуботки) doszliśmy na Piękny Plac (Красна площа). Jego nazwa nie ma związku z Placem Czerwonym, jak powiedział przewodnik, Красна - czyli Piękna.



    Ostatnie zdjęcie w Czernihowie zrobiłem budynkowi Teatru Dramatycznego w Czernihowie.     

    Ostatnim punktem, jaki odwiedziliśmy w Czernihowie, była restauracja Senator

  Wieczór spędziliśmy na daczy u przyjaciół ze Sławutycza - Nelli i Aleksandra, którzy związani są z Czarnobylską Elektrownią Atomową. Siergiej Akulinin osobiście pilnował grilla, pomagał Saszy i Nelli w przygotowaniu przyjęcia.





    Przyjęcie było niesamowite, jak widać na zdjęciach Tomka. Furorę zrobił tort warzywny, który przygotowała Nelli.



    Dzień skończył się dość późno, ale obfitował w niezwykłe zdarzenia. Muzeum w Sławutyczu, Czernihów i dacza. Było inaczej niż zwykle. Było pięknie, pogoda niesamowita, upał. Niektórzy kapali się w rzece, niektórzy prowadzili dyskusje panelowe o przyszłości energetyki w Polsce. Nelli po powrocie z grupą kąpiących się, zaproponowała żebyśmy opowiedzieli o sobie w kilku zdaniach. Każdy opowiedział o swoim życiu, dokonaniach i planach. Było to niesamowite przeżycie, przynajmniej dla mnie, żeby w kilku zdaniach streścić  życie. Na dokładkę po rosyjsku. 

    Po powrocie do Sławutycza przygotowaliśmy się do drugiego dnia wyprawy, który miał być najlepszym dniem, jak myślę, w historii moich odwiedzin w strefie. Wejście pod arkę.