Translate

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wyprawa dziesiąta do Czarnobyla - październik 2014 r. Dzień trzeci.

Opowieść o trzecim dniu wyprawy zacznę od miejsca szczególnego. Wielokrotnie chciałem odnaleźć Pomnik Sosnowego Krzyża
Zdjęcie poniżej pochodzi ze strony: http://www.logoslovo.ru/forum/all/topic_347 . 

Miejsce to jest szczególne ze względu na to, że sosna już nie istnieje. Uschła i została wywieziona do sowchozu Nowe Szepeliczi. Powiedział mi o tym znajomy z Facebooka, który mieszka w Czernihowie. Sosna ta miała dla Ukraińców szczególne znaczenie, o czym już wspomniałem. Po pierwsze jej kształt przypomina Krzyż i Tryzub, który jest herbem Ukrainy. Poza tym w czasie II wojny światowej Niemcy wieszali na jej gałęziach sowieckich partyzantów. Jak wieść głosi, dało to sośnie cudowną moc. Jak widać, nie starczyło tej mocy, a awaria w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej przyśpieszyła zapewne śmierć drzewa.


W październiku 2014 roku to  miejsce wyglądało tak, jak na zdjęciach poniżej. Bez sosny. Warto wpisać w przeglądarce internetowej hasło - Чернобыльская сосна.





Jednym z wielu punktów każdej wyprawy jest  "Most Śmierci". Opisywałem go już wcześniej wiele razy.



Trzeci dzień wyprawy opisuję, stosując skróty, żeby nie zanudzić uważnego czytelnika. Pomijam wiele opisanych wcześniej miejsc, trzymając się jednak chronologii zdarzeń. Oto wjazd do Prypeci, który zawsze robi wrażenie. Przekraczamy granicę miasta strzeżonego od 28 lat. 

Autokary stanęły dokładnie w tym samym miejscu co poprzedniego dnia. My szybko poszliśmy ulicą Sportową do Szkoły nr 3. Ktoś podpisał budynek, być może zrobił to z potrzeby serca. 




W Szkole nr 3 stałym punktem jest stołówka, w której zostały rozrzucone maski przeciwgazowe. I tutaj również niespodzianka. Ktoś stworzył instalację. Ani to wesołe, ani ciekawe, ani śmieszne. Czemu ma to służyć?




Byłem w tej szkole wielokrotnie, do tej pory każdy, kto tu wchodził, starał się zachowywać normalnie. Po co robić takie rzeczy?



Idąc w górę schodami przy stołówce, dochodzimy do wyjścia na dach. Otwarte skrzynie z maskami przeciwgazowymi stoją tak od lat. Pierwszy raz, jak tu wszedłem, to widok masek, skrzyń, porzuconych rzeczy zrobił na mnie ogromne wrażenie.  Poniżej trochę impresji HDR.








Widok z dachu jest utrudniony. Roślinność wchłania miasto. W głębi widoczny - Dom Usług "Jubileuszowy"




















Szkoła jest bardzo duża. Trudno odnaleźć charakterystyczne miejsca. Tym razem udało się nam znaleźć pokój nauczycielski.










Przechodząc korytarzami szkolnymi, odnaleźliśmy również szkolną salę gimnastyczną.






Próbowaliśmy również spenetrować piwnice szkolne ale nie udało się nam dotrzeć do wejścia.




Tuż przy szkole znajomy Basen "Lazurowy".












Większość uczestników wypraw próbuje wejść na 16 piętrowe  budynki Prypeci. Widok z dachu tychże budynków pokazuje Prypeć w całej okazałości. Mniejsze budynki też to umożliwiają. Postanowiliśmy wejść na dach budynku przy ulicy Sportowej 17


Powyżej charakterystyczne zsypy na śmieci, a poniżej ciekawostka, ktoś zostawił plan Auschwitz i Birkenau. Po co?






Widok zdewastowanych budynków już nie robi na mnie wrażenia. Wiem, jak do tego doszło i nie budzi to żadnych emocji. 


Widok z dachu tego budynku jest imponujący. Co prawda zdjęcia trzeba robić pod słońce, ale nie ma na to rady. Liczę na pomoc mojej ciemni cyfrowej. Trochę się udało.








Na Fujiyamie są nasi.






Za każdym razem, kiedy jestem w Prypeci, odnajduję coś nowego. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby  wchodzić na ten budynek, a tu proszę jaka niespodzianka, nie dość, że wejście całkiem wygodne, to i widoki wspaniałe.


Ulica Lesi Ukrainki to jedna z moich ulubionych w Prypeci. Po wyjściu z ulicy Sportowej poszliśmy ulicą Lesi Ukrainki w kierunku chwytaka.





Chwytak zawsze robi wrażenie ze względu na ogromne promieniowanie.


Po wyjściu z miejsca, gdzie stoi chwytak, poszliśmy w prawo. Droga zaprowadziła nas do punktu KPP. Wokół znaleźliśmy żółte bryły. Marek Rabiński wyjaśnił nam, że to szkło ołowiowe używane w maszynach służących do likwidacji skutków awarii.






Droga w lewo, tuż za bramą prowadzi do Bazy ORS. Tym razem pominęliśmy ją i poszliśmy na skróty do składowiska sprzętu




W Prypeci nikt  nie kazał nam wkładać ubrań ochronnych. Było swobodnie. Opisałem to miejsce już kilka razy, ale tak dla przypomnienia warto popatrzeć na tych kilka zdjęć.











Ze względu na to, że chcieliśmy dojść do Targowiska Miejskiego, musieliśmy wrócić na drogę, którą przyszliśmy.




Po drodze mijaliśmy wraki porzuconych samochodów, aby w końcu wyjść prawie przy stacji Janów.



Na targowisko weszliśmy od strony południowo-zachodniej.








Targowisko jest w okropnym stanie. Główna hala zawaliła się i wejście tam jest niemożliwe. Zamieszczam trochę moich impresji na temat tego miejsca.









Z targowiska wyszliśmy prosto na przystanek autobusowy. Mapa Prypeci Sebastiana Marciaka była bardzo przydatna. Polecam wszystkim eksploratorom Prypeci wersję papierową albo na Iphone'a.


Tuż za przystankiem, pomiędzy ulicą Fabryczną a Lesi Ukrainki znajduje się Fabryka "Kuchnia". Weszliśmy wejściem od zaplecza. Budynek z zewnątrz nie wygląda okazale. Nie jest specjalnie duży. Od wewnątrz robi niesamowite wrażenie.







Pierwsze kroki skierowaliśmy na dach. Z dachu zawsze wszystko lepiej widać.




Tutaj, co prawda od tyłu, można łatwo odcyfrować napis - Фабрика Кухня. Stronę w Wikipedii można łatwo przetłumaczyć. W skrócie była to sieć gastronomiczna w dawnym ZSRR. Można tu było zjeść, jak również zakupić półwyroby do przygotowania w domu.
















 










Oto zobaczyliśmy olbrzymie sale służące do przygotowywania posiłków. Pozostały resztki maszyn.



Zwróciliśmy uwagę na okna. Pokryte były dziwnymi czujnikami. Marek Rabiński wyjaśnił, że w Prypeci w ten sposób chroniono  budynki, które służyły likwidatorom skutków awarii. 

 
To był punkt odbioru ziemniaków, które przywożono i zasypywano do tego leja. Następne zdjęcia przedstawiają dalszy ciąg procesu obróbki ziemniaków.






Tuż przy wyjściu pozostałości po szatni i wejście na salę stołówki. Czas nas gonił, więc musieliśmy zrezygnować ze zwiedzenia tego miejsca. Następnym razem może się uda.




A tak wygląda wejście do  Fabryki "Kuchnia" od strony ulicy Lesi Ukrainki.



Naprzeciwko, wśród gęstwiny drzew i krzewów ukryło się Przedszkole nr 6 - "Przyjaźń". Przedszkole jest mało znane, bo znajduje się niedaleko punktu kontrolnego. Strażnicy nie lubią, jak się chodzi w ich pobliżu.






Przedszkole nr 6 - "Przyjaźń" wygląda tak samo jak wiele innych w Prypeci. Ten sam obraz porzuconych zabawek, ubrań, bucików. To wszystko budzi jednoznaczne emocje. 







  




 



























Przedszkole nr 6 znajduje się tuż przy Alei Lenina. Szliśmy pomiędzy blokami, używając Mapy Prypeci. Chodzenie pomiędzy blokami jest utrudnione, wszędzie są zarośla, ale jest o tyle bezpieczne, że nie jesteśmy widziani przez strażników czy milicję. 









W bloku położonym przy Alei Lenina 9 na dole mieściła się prokuratura i sąd.


















Przy wchodzeniu nie zauważyliśmy, natomiast przy wyjściu odkryliśmy Wodza Rewolucji sponiewieranego przez czas, brud i kurz. Przykrytego opadłymi liśćmi.

Z drugiej strony bloku, pierwszą klatką schodową weszliśmy na dach. Widok był imponujący.


Uwieczniliśmy się na tle Elektrowni.  Prypeć z dachu tego budynku wygląda niezwykle. Ulice, budynki pożerane przez roślinność. Z jednej strony przepiękny widok, a z drugiej niesamowita potęga natury...















Przy wyjściu na dach oryginalne grafitti.




Najkrótsza droga z bloku przy Alei Lenina w kierunku placyku  naprzeciwko Domu Usług "Jubileuszowy" wiodła obok pawilonu handlowego "Gastronom", a potem przy trzech pawilonach

















Wyszliśmy prosto na ulicę Łazariewa i minąwszy budynek Centrum Handlowego dotarliśmy na pocztę Chciałem tu zrobić kilka zdjęć fresku. Po to targałem przez całą wyprawę statyw.



No cóż, zdjęcie zrobiłem, ale oświetlenie było nie takie, jakiego się spodziewałem. Wyszło, jak wyszło. Następnym razem będzie lepiej.



Trudno poznać budynek poczty ogołocony z krzewów i zarośli. Wygląda nie tak jak zawsze. Wzdłuż budynku pozostawiono rów, ślad po wydobywaniu rur czy przewodów, czy wszystkiego, co się dało wydobyć.

Wróciliśmy jeszcze z Markiem Rabińskim do Szkoły nr 3. Marek chciał zrobić kilka zdjęć masek. Ja sfotografowałem jeszcze raz całą tę instalację.






Wyjazd z Prypeci to już w zasadzie koniec wyprawy. Jeszcze tylko chwilka na stacji Janów.





Wróciliśmy jeszcze na placyk widokowy przy sarkofagu. Tym razem można było sfotografować sarkofag nie "pod światło"






Natomiast to Arka była "pod światło".


Obowiązkowe karmienie sumów w basenie chłodniczym.





Ostatnie zdjęcia Elektrowni.






I to już koniec. Powrót do Sławutycza.












Wieczorem, jak tradycja każe, odbyła się dekontaminacja w Chacie Guta i bania. Potem jakieś wieczorne atrakcje w postaci dyskotek. Rano pożegnanie Sławutycza, wieniec przy Memoriale i wyjazd do Kijowa. W niedzielę wieczorem wyjazd do Polski. Tak skończyła się moja dziesiąta wyprawa do strefy. W zasadzie nie planowałem kolejnej wyprawy, ale jakoś tak samo wyszło, że 20 kwietnia 2015 ponownie jadę do strefy. Mam nadzieję, że wyprawa będzie udana. Postaram się opisać ją możliwie szczegółowo. Tak jak wszystkie.