20 czerwca 2019 roku był czwartym dniem zwiedzania strefy. Obfitował w długie przejazdy po strefie. Jednakowoż odwiedzane miejsca wynagradzały uciążliwości podróż. Czerwiec był gorący, robiliśmy przerwy podczas jazdy ale tyle godzin siedzenia dawało o sobie znać. Początek był jednak niezwykły. Odwiedziliśmy klasztor, którego pełną nazwę podaję w języku rosyjskim. Napis ten odczytałem ze zdjęcia na bramie wjazdowej:
украинская православная церковь пустынно-никольский скит киево покровского женского монастыря
W oczekiwaniu na przewodniczkę oglądaliśmy efekty pracy mniszek, które zajmowały się pracami przy roślinach. Nie chcieliśmy im przeszkadzać ani naruszać ich spokoju. Przewodniczką była młoda mniszka, która pokazała nam cerkiew i dzwonnicę. Pozwoliła robić zdjęcia co było niespotykane do tej pory. W cerkwi, miejscu świętym, zawsze zabraniano robić zdjęcia. Mniszka była bardzo miła, uprzejma i sympatyczna.
Zdjęcia Tomka pokazują mnie i Pawła. Każdy z nas zapalił świeczkę w swojej intencji.
Nasza przewodniczka poprosiła nas o poczekanie na przeoryszę klasztoru, która chciała się z nami pożegnać. Kilka minut oczekiwania nie było problemem. Jednakże zdziwienie nasze wywołał sposób przyjazdu przeoryszy. Przyjechała ciągnikiem. Podeszła do nas, przywitała się i chwilę porozmawialiśmy. Dowiedziawszy się, że pochodzimy z Polski, stwierdziła, że jesteśmy u siebie, bo ziemie na której stoi klasztor, podarował zakonowi Chodkiewicz.
Z klasztoru pojechaliśmy poprzez wieś Czeremoszna Romanówka i Steszczina w kierunku Maksymowicz. A to sklep w Romanówce.
W Steszczinie zrobiliśmy również krótki postój. Jeżdżenia tego dnia było co nie miara.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do mostu na rzece Uż zwanego mostem stalkerów. Most jest nieprzejezdny, betonowe blokady ułożono w poprzek. Widok z niego jest przepiękny- strefa jest niezwykłym zjawiskiem, które zachwyca.
Po obejrzeniu mostu na rzece Uż skierowaliśmy się do najdalej położonej miejscowości Poliske. Miejsce szczególne, bo zniszczenia w nim są ogromne.
Pomimo że zachowały się niektóre budynki i pomniki, roślinność coraz szybciej pochłania. to miejsce. Przedzieraliśmy się przez chaszcze, by wyjść na to coś, co pozostało z ulic. Miasto znika powoli z powierzchni ziemi.
Jak widać, degradacji spowodowanej siłami przyrody chętnie pomagają okoliczni mieszkańcy, próbując "uratować, co się da". Przygotowane do wywiezienia stosy cegieł spotykaliśmy kilkakrotnie.
Oto stosy cegieł, o których wspomniałem wcześniej. W głębi zdjęcia po obu stronach drogi (ulicy?).
Z tego budynku została tylko ściana frontowa.
Najlepiej zachowane budynki w mieście Poliske to budynki straży pożarnej. Nie wiem, czy ten obiekt nadal jest wykorzystywany przez straż pożarną, ale wyglądał bardzo solidnie.
Oczywiście nie mogło zabraknąć pomników. Są wszędzie, jak już wspominałem wcześniej.
Opuszczaliśmy Poliske ze świadomością pewnego spełnienia. Do już odwiedzonych, udało nam się dołączyć wiele trudno dostępnych miejsc. Poliske z racji odległości było zawsze poza zasięgiem. Tym razem udało się. Muszę przyznać, że ogromną zasługę ma w tym nasz organizator i przewodnik - Siergiej Franczuk.
W drodze powrotnej, chcąc wykorzystać każdą wolną chwilę pozostawania w strefie, zajechaliśmy do wioski Łubianka. Tutaj też jest pomnik.
Jadąc w kierunku punktu kontrolnego Dityatki, spotkaliśmy łosia. Przyglądał nam się z ciekawością. Trwało to dobrą chwilę. Potem dumnie oddalił się w sobie tylko znanym kierunku.
Ze względu na to, że czas przebywania w strefie jest ściśle określony, należy opuścić ją do godziny 18. I tak się stało, i tym razem. Przeszliśmy kontrolę dozymetryczną w punkcie kontrolnym Dityatki i pojechaliśmy odpoczywać w wiosce Orane.
Dzień pełen wrażeń. Zobaczyliśmy miejsca niezwykłe. I w strefie i poza nią. Pomimo ogromnego zmęczenia byliśmy bardzo zadowoleni. Nasz kierowca, Leonid Gorobiec, sprawdził się doskonale. Widać, że bardzo dobrze zna te tereny. Zmęczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do wioski Orane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz