Translate

wtorek, 28 lutego 2017

Wyprawa trzynasta do Czarnobyla - Październik 2016 - Dzień I

Trzynasta wyprawa do Czarnobyla jest szczególna. Pojechał ze mną brat Michael Urbanski, który od dwudziestu pięciu lat mieszka w USA. Zainteresowały go moje opowiadania o podróżach na Ukrainę i sam chciał zobaczyć zonę na własne oczy. Jego przygoda z "demoludami" zaczęła się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Podróżował po ZSRR i krajach ościennych. Na Ukrainie bywał w Donbasie i terenach obecnie ogarniętych wojną. Teraz miał okazję pojechać do Czarnobyla. Podróż rozpoczęła się od wyjazdu z Białegostoku pociągiem. To też było dla brata przeżycie, bo w USA nie jeździ pociągami. Wysiedliśmy na dworcu centralnym i przeszliśmy kawałeczek pod Pałac Kultury i Nauki. Stanęliśmy na parkingu, naprzeciwko "Kinoteki". Padał deszcz. Skryliśmy się na schodach Muzeum Techniki. To są wspaniałe chwile, kiedy przychodzą kolejni członkowie wyprawy. Przywitania, wspomnienia, oczekiwania. Przyjazd autokaru rozpoczyna wyprawę. Trzeba znaleźć miejsce, schować bagaże. W zasadzie miejsca są stałe. Marek Rabiński siedzi na pierwszym miejscu po prawej stronie. Tym razem miał się dosiąść w Kijowie, bo był już na Ukrainie. Za Markiem siadam ja zazwyczaj z Sebastianem Marciakiem. 



Tym razem był ze mną brat, a Seba usiadł za nami ze Sławkiem Grabowskim. Mieliśmy mieszkać w piątkę w Sławutyczu. Podróż na Ukrainę to samo w sobie przepiękne wydarzenie. Oto grupa ludzi, których łączy pasja, jedzie autokarem, racząc się wspomnieniami, opowieściami i uzupełniając co jakiś czas poziom płynów w organizmach. Jest dobrze. Przejście granicy na Ukrainę nie jest bulwersujące. Powroty bywają różne. Po przejściu granicy następuje wymiana pieniędzy przy wykorzystaniu obnośnego kantoru. Potem już tylko droga, droga, na końcu której jest Kijów, a potem Sławutycz.
W Kijowie na ostatnim przystanku metra na Leśnej wsiadł Marek Rabiński. Ze względu na to, że grupa nasza, nazwana przez Pawła Mielczarka - Weterani Czarnobyla - wielokrotnie odwiedzała Mieżyhorie, a przy padającym deszczu nikomu nie chciało się po raz kolejny zwiedzać Muzeum Korupcji, pojechaliśmy więc prosto do Sławutycza.

Sławutyczu zakwaterowaliśmy się w domku jednorodzinnym, który Ukraińcy nazywają - коттедж. Kwartał Biełgorodzki w Sławutyczu oprócz bloków posiada również domki jednorodzinne. To był mój pierwszy raz kwaterowania w takim miejscu. Mieszkałem już w Kwartale Biełgorodzkim, ale w mieszkaniu w bloku. To było jesienią 2011 roku.

Standard takiego domku można by określić na - "późny Gierek", okres świetności ma już za sobą. 







My z bratem zajęliśmy pomieszczenia na dole, a Marek, Seba i Sławek na górze. Zresztą i tak przesiadywaliśmy na dole, ogrzewając się, czym się dało. Było bardzo zimno. Po zakwaterowaniu poszliśmy do Restauracji "Stary Tallinn", żeby zjeść obiad.


Jedzenie ukraińskie jest bardzo smaczne. Nie pamiętam, co jedliśmy, ale ja z reguły zamawiam wareniki z mięsem, do tego piwo. Pewnie było tak i tym razem. Po pewnym czasie "Stary Tallinn" zapełnił się. Nasza grupa była tam licznie reprezentowana. Mieliśmy sporo czasu. Jedliśmy, piliśmy, wspominaliśmy. Potem poszliśmy na kwaterę. Szybkie spanie i oto rozpoczął się pierwszy dzień wyprawy.

Tyle tytułem wstępu. Pominę poranne przygotowania, śniadanie. Oto wjechaliśmy do strefy kolejką pracowniczą. Autokar dowiózł nas do Prypeci. Mieliśmy czas na zwiedzanie centrum. Zaczęliśmy od hotelu "Polesie".


Wielokrotnie pokazywałem widok z Tarasu Widokowego hotelu "Polesie". Tym razem dwa zdjęcia. Arka i plac centralny Prypeci.



Widok z klatki schodowej na dawną siedzibę partii. W Wikipedii nazwano to Urząd Miasta, jednocześnie była to siedziba partii. W czasie awarii była to siedziba jednej z wielu komisji do spraw likwidacji skutków awarii - "Kompleks"


Graffiti na ścianie hotelu.



Pałac Kultury "Energetyk" niszczeje w zastraszającym tempie. Tak jak wszystkie budynki w Prypeci. Zastanawiam się, jak długo jeszcze to potrwa.





Powoli wchodziliśmy na piętro Pałacu. Nasza grupa powiększała się z każdą chwilą.





Pokazałem bratu kilka charakterystycznych miejsc w Pałacu Kultury "Energetyk". Oto ring bokserski w okrągłym budyneczku przylegającym do budynku Pałacu.




Oprócz sali gimnastycznej, teatru w Pałacu Kultury można znaleźć mały basen.




Z okien basenu i sali gimnastycznej można dostrzec najbardziej charakterystyczny obiekt miasta - Diabelski Młyn. Idąc w jego kierunku, trzeba ominąć toaletę, przy której leżą szczątki pomnika Lenina. W zeszłym roku był mniej zniszczony.




Opisując ten dzień, należy wspomnieć, że wiele razy byłem w Prypeci w październiku, ale jeszcze nigdy nie było takiej brzydkiej pogody. Deszcz zaczął padać, jak byliśmy jeszcze w Polsce. Myślałem w skrytości ducha, że przejdzie, ale tego dnia było mokro.


Promieniowanie przy Diabelskim Młynie jest, jak widać, niewielkie. Oczywiście, jak na warunki Prypeci. Są miejsca o większym promieniowaniu.

Brat mój nie odmówił sobie przyjemności wejścia do wagonika. Ja nie pamiętam, czy wchodziłem tam kiedykolwiek.


Pozostałe obiekty Parku Rozrywki.






 

 
Z Parku Rozrywki jest bardzo blisko do Technikum Zawodowego Nr. 8. Ta wyprawa miała dla mnie dość specyficzny charakter, bo chodziłem po miejscach dobrze mi znanych, chcąc jak najwięcej pokazać Bratu.






Z Technikum weszliśmy na chwilę do bursy szkolnej.




Paweł Mielczarek zastosował tym razem nową dla mnie metodę zwiedzania Prypeci. Jechaliśmy w jedno miejsce, określaliśmy czas do dyspozycji grupy. Każdy szedł tam, gdzie uważał za stosowne. Zbiórka była określona z góry w konkretnym miejscu i czasie. Zwiedzanie śródmieścia było coraz bardziej trudne. Chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej, ale czas zbiórki poganiał nas nieubłaganie. Po drodze do Centrum Handlowo-Restauracyjnego krótka wizyta na Poczcie.




Pod Centrum Handlowo-Restauracyjnym znajduje się olbrzymie pomieszczenie z rampami.Tu zapewne dostarczano wszelkie produkty.


Kolejny charakterystyczny punkt w Prypeci to sala propagandowa. Oczywiście to nasza nazwa. W pomieszczeniu tuż za sceną zgromadzono portrety jakichś ówczesnych oficjeli, dygnitarzy.




Było też głosowanie.


Centrum Handlowo-Restauracyjnym znajdują się szczątki zamrażarek, kas. Na górze już nic nie zostało.








 Miejsce zbiórki. Weterani i Bonaqa. Kto wie, ten wie.









Dokładnie nie pamiętam miejsc postoju, ale kolejne punkty naszego zwiedzania są oczywiste.


Przy chwytaku jest zawsze wielki tłok, trudno się do niego zbliżyć i zrobić zdjęcie. Ponieważ już wielokrotnie pokazywałem ten kultowy punkt, pominąłem go tym razem, skupiając się na ciekawszym, moim zdaniem, miejscu. Za chwytakiem znajdują się szczątki robota biorącego udział w akcji usuwania skutków awarii na dachu bloku IV. Może nie są aż tak bardzo napromieniowane jak chwytak, ale to już duży poziom promieniowania.


Drogą na południe, w kierunku stacji Janów poszliśmy do składowiska sprzętu biorącego udział w likwidacji skutków awarii. To długa droga, ale omija się wiele niebezpiecznych i uczęszczanych szlaków. Lepiej chodzić pośród zarośli, lasem niż po drogach. Dojście do tego składowiska jest trudne, bo na wysokości bazy ORS trzeba przeskoczyć rury CO i lasem dojść do składowiska. Trzeba bardzo uważać na wszelkiego rodzaju utrudnienia. Można łatwo się skaleczyć, co się stało tym razem Nasza koleżanka Magda skaleczyła kolano o drut kolczasty. Chwila nieuwagi i trzeba było zrobić opatrunek.














Sławek Grabowski lubi jeździć. W tych samochodach nie ma siedzeń.



Potem krótka wizyta na posterunku milicji.



Kolejnym punktem był sklep sportowy. Byłem tu wielokrotnie. Za każdym razem jednak odkrywa się coś nowego.




Za sklepem odkryliśmy składowisko zniszczonych motocykli i samochodów. Podobno były to nowe pojazdy, które zniszczono, rozjeżdżając ciężkim sprzętem, aby nie można ich było sprzedać. To znaczy ukraść i sprzedać.









Kolejne szczególne miejsce w Prypeci. mniej znana stela Prypeć tuż u wylotu Lesi Ukrainki.


Pozostałości po posterunku GAI. Poszliśmy w kierunku kołchozu PMK-169.






Czas stanął w miejscu. Hasła minionej epoki. To można przetłumaczyć -"Niech żyje bohaterska klasa robotnicza Związku Sowieckiego - wiodąca siła w budowie komunizmu!"








Poganiani przez czas zbiórki pośpiesznie wracaliśmy do miasta.


Przedszkole "Złota Rybka".



A tu niespodzianka, w "Złotej Rybce" Czeburaszka...











Przedszkola w Prypeci ukazują cały tragizm zaistniałej sytuacji. Dzieci są najwyższym dobrem każdego społeczeństwa i to one są jego przyszłością i nadzieją. Dzieci Prypeci skutki awarii  dotknęły bardzo. Utraciły swoje miejsce na ziemi. My możemy oglądać miejsca, w których czuły się bezpiecznie, uczyły się, bawiły. Zostały tylko ruiny, zniszczenia, ogromny smutek i żal. W swoich rozważaniach o strefie, konsekwencjach awarii w CZAES piszę, pomijając polityczne uwarunkowania.

Z przedszkola "Złota Rybka"  poszliśmy do Zakładu "Jupiter". Jesienią 2011 roku nie udało się nam zwiedzić "Jupitera", bo nie było na to czasu. Później byłem tam wielokrotnie.  W zeszłym roku w gabinecie dyrektora znaleźliśmy tablicę z jego nazwiskiem. przetrwała kolejny rok.



A oto i sam dyrektor - Wojciech Mikołajewicz.


"Kolektywy pracownicze obowiązane są pomnażać materialne i duchowe bogactwa kraju, racjonalnie wykorzystywać posiadane zasoby"



Nowe pomieszczenia, które udało się nam odkryć tym razem. Stołówka w biurowcu.











Już kilka razy pokazałem główną halę w "Jupiterze".







Paweł zrobił nam kolejną niespodziankę podczas tego wyjazdu. Pojechaliśmy w nowe miejsce. Pojechaliśmy na składowisko sprzętu za stacją Janów. Minęliśmy porzucone  po obu stronach torów,wagony kolejowe, które brały udział w ewakuacji ludności z miasta Prypeć.





A oto i samo składowisko sprzętu.




















Koniec dnia zastał nas w porcie. Niesamowity widok.









Nocne fotografowanie witraży w kawiarni "Prypeć".






Powrót naszej ekipy do stacji Semihody w elektrowni, a potem już tylko chwilka do Sławutycza. Wróciliśmy późno, po drodze drobne zakupy, kolacja i spać.  Przed nami był kolejny dzień wyprawy. 

2 komentarze:

  1. Анджей !
    Мне особенно понравился - санузел с - "евроремонтом" и с трубами к стиральной машине !!!!
    "КАСКАДЁР".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Большое спасибо "КАСКАДЁР", это такой домик в Славутичe. Первый раз там жил. Было очень холодно, еще не грели, а ванная была очень интересная...C Уважением, Анджей

      Usuń