Translate

sobota, 24 października 2015

Wyprawa jedenasta do Czarnobyla - kwiecień 2015 - Dzień 2

Drugi dzień wyprawy zaczął się jak zwykle pobudką o 5:30. W związku z tym, że mieszkamy w trójkę, musimy ustalać godziny wstawania i czas porannych ablucji, żeby każdy mógł pospać jak najdłużej. Śniadanie jest o 6:30 Potem kolejka do strefy o 7:40. Trzeba zdążyć. Oczywiście zawsze zdążamy, chociaż co poniektórzy mogą zaspać. Paweł Mielczarek zawsze przypomina o przestawieniu zegarków o godzinę do przodu na czas ukraiński. Zdarzały się sporadyczne przypadki, że ktoś nie przestawił zegarka i zaspał.  

Zapewne już wielokrotnie mówiłem o jedzeniu na Ukrainie, a zwłaszcza w strefie. Powtórzę, że bywa różnie, a wielokrotnie jesteśmy zaskakiwani kompozycją posiłków. Podczas kwietniowej wyprawy jedliśmy śniadania w restauracji Aston. No cóż, nie ma powodów do narzekań, ale trzy obiady dziennie to lekka przesada. Obiad na śniadanie, obiad na obiad i obiad na kolację.  


W ten oto sposób rozpoczęliśmy drugi dzień. Ja, Marek Rabiński i Seba Marciak. Byliśmy już gotowi do penetracji strefy. Nie znaliśmy jeszcze dokładnie programu tego dnia, ale każdy dzień w strefie to po pierwsze niezapomniane przeżycia, a po drugie wiele, wiele kilometrów w nogach. Średnio dziennie wynosi to 20 km. Trzeba zadbać o kondycję bo te kilometry to nie jest spacer po prostej drodze. To wspinanie się po schodach na dachy budynków, przedzieranie się przez chaszcze, schodzenie do piwnic budynków. Do strefy należy zabrać wodę, coś do przegryzienia (jakiś batonik). Opowiem kilka słów o ubraniach. Wielu uczestników wyprawy wkłada mundur. Ja sam jeżdżę od początku w czarnym mundurze ACU. Mundur jest bardzo wygodny. W strefie bardzo praktyczny. Przegląd mundurów jest ogromny. Ostatni królują polskie mundury. Bywają też mundury Bundeswehry i amerykańskie. Obuwie też jest niezwykle ważne. To powinny być wysokie buty, w które schowamy nogawki spodni. Nic się wtedy do butów nie dostanie. Uchroni to stopy przed mechanicznymi uszkodzeniami. Dobrze jest też mieć chustę, można zasłonić usta, kiedy zacznie się kurzyć. Kurzy się praktycznie w każdym budynku. Poziom promieniowania w budynkach jest porównywalny z poziomem promieniowania w budynkach w Polsce. Jest to niewiele, rzędu 0,11 uSV/h. Norma na Ukrainie wynosi 0,3 uSv/h i taki próg alarmu ustawiony jest fabrycznie w popularnych rentgenometrach Terra-P, produkowanych zresztą na Ukrainie we Lwowie. Dobrze jest ustawić próg alarmu na większą wartość, żeby nie słuchać ciągłego alarmu rentgenometru. Ja ustawiam próg na 9 uSv/h. Niektórzy ustawiają na 0, jednak wtedy wyświetlacz jest cały czas włączony i trzeba sprawdzać poziom promieniowania. Po ustawieniu dużej wartości rentgenometr włączy alarm pokazując, że wdepnąłeś bracie i spadaj stąd. 
No cóż, po śniadaniu krótki spacer na stację w Sławutyczu. Kolejka jest sama w sobie niesamowitym miejscem - pisałem już  wielokrotnie o zajmowaniu miejsc za pomocą kluczy, toreb, gazet i co tam kto ma pod ręką. My staramy się nie wzbudzać sensacji, nie zachowywać źle. Pracownicy jadą do elektrowni. Jadą do pracy, jaka by ona nie była. My wchodzimy w ich świat, w ich życie i dobrze jest nie wprowadzać zamieszania. Trzeba pamiętać, że jak siadamy w kolejce na jakieś wolne miejsce, to jest to czyjeś miejsce. Wchodząc do swojego wagonu, widzi, że ktoś siedzi na jego miejscu, które zajmuje on od lat. Wkurza się, ale nic nie mówi, idzie dalej, siada na wolnym miejscu. Dzień zmarnowany, ktoś podsiadł go w kolejce. To jest takie myślenie. Dobrze jest też zachowywać się cicho, jesteśmy tylko 40 minut w tej "elektriczce" i dobrze byłoby nie wzbudzać sensacji. Paweł zawsze uprzedza, żeby nie przeklinać. Może to być źle odebrane. I słusznie. Trzeba po prostu zachować się godnie, bo przecież będą nas oceniać po zachowaniu. Przejazd kolejką to chwila dospania albo podziwiania krajobrazów zza brudnych szyb. Jedno i drugie jest cenne. Każdy ma wolny wybór. Potem to już stacja Semihody i wejście do strefy. 


Kontrola paszportowa, Jeśli ktoś chce zobaczyć toalety w elektrowni, to może to zrobić. Wrażenia niepowtarzalne. Opisywałem to już wcześniej. Krótkie szkolenie Siergieja Akulinina. 


Potem wsiadamy do autokaru lub autokarów. Zależy od liczności grupy. Zawsze robię dużo zdjęć przez szybę autokaru. Potem wyjdą z tego dwa lub trzy zdjęcia. Tak było i tym razem. Oto najważniejsze miejsce strefy. Sarkofag.





Tego dnia zaczęliśmy od stacji Janów. Opisywałem to miejsce już wielokrotnie. To po prostu trzeba zobaczyć. Wszystkie miejsca w strefie to miejsca pełne bólu i nieszczęść ludzi. Taka jest też stacja Janów.



Strefa zmienia się i stacja Janów zmienia się tak samo. Oto w tym miejscu jeszcze niedawno stała lokomotywa. Tylko tyle z niej zostało. Cały złom jest cięty i wywożony ze strefy.





Oto skamieniała zawartość cystern, które zostały pocięte na złom


Te cysterny czekają na pocięcie.

 







Po stacji Janów pojechaliśmy w miejsce składowania sprzętu i materiałów radioaktywnych - Burakówkę lub jak niektórzy mówią Burakivkę.


Oczywiście Burakówka i Burakivka to to samo. Czasami nazwy ukraińskie wydają się dziwnie znajome.

















Burakówka to zwykłe miejsce w strefie. Miejsce zamknięte, ale kto by chciał tu przyjść, skoro w strefie nikogo nie ma, tylko pracownicy strefy i trochę "samosiełów". To miejsce ma jednak szczególne znaczenie. To tutaj składowany jest sprzęt biorący udział w likwidacji skutków awarii w ЧАЭС. Tego sprzętu z każdym rokiem ubywa. Takie cięcie na ogromna skalę zaczęło się w 2014 roku. Na razie jeszcze można znaleźć szczątki robotów biorących udział w pracach na dachu bloku czwartego. 






Myślę, że zdjęcia w technice HDR pokazują strefę, jaką każdy chciałby widzieć. Przerażającą, pełną grozy. Strefę, w której czają się mutanty, Bandyci, Powinność, Wolność i Stalkerzy. Strefa jest oczywiście pełna tajemnic i niespodzianek. Nam pokazują strefę bezpieczną z odrobiną pikanterii. Każdy odbiera to inaczej. Niektórzy zakładają maseczki przeciwpyłowe i słusznie, bo po co wdychać kurz i brud.
















Poziom promieniowania w różnych miejscach składowiska jest różny. Pokazywałem już bardzo wysoki poziom promieniowania. Tutaj jest niewiele, bo jedynie 0,4 uSV/h.













Tak jak poprzednio, żeby wejść na teren Burakówki, musieliśmy założyć zwykłe kombinezony malarskie. Nie ochroniły nas przed promieniowaniem, ale przed kurzem zapewne tak. 




Zdejmowanie ochraniaczy nóg przed wejściem do autobusu. Zwykłe foliowe ochraniacze na buty trzeba było zdjąć i wrzucić do worka. Zdejmowaliśmy ostrożnie gołymi rękami. 


A to nasz Siergiej Akulinin z szefem Burakówki, również Siergiejem, nazwiska nie zapamiętałem. Trochę ich podrasowałem w HDR.



A to jest wjazd do miejsca składowani odpadów. Pierwsza kontrola dozymetryczna. Mieliśmy  szczęście zobaczyć przyjazd ciężarówek. 


Oczekując na informację o pracy tego składowiska, robiliśmy zarówno zdjęcia grupowe, jak i zdjęcia otoczenia. Poniżej dość interesujące miejsce. Toaleta.



A to widok spod tejże toalety w kierunku budynku administracji. Jak widać, jest dość oddalony. I słusznie.



W budynku administracji znajduje się punkt dowodzenia. Rejestruje się tutaj ilość wwożonego materiału. 


Pracownik składowiska zapoznał grupę z pracą w tym miejscu. Opowiedział o sposobie budowy transzei, a także o tym, że niebawem to miejsce zostanie zamknięte. Wypełni się ostatnia transzeja i na tym koniec. Więcej odpadów już tutaj się nie przyjmie. Opisywałem już wcześniej budowę transzei.



Na monitorze w środku widać wjazd do składowiska. kamera ustawiona jest na bramę. Dyżurny siedzący przy komputerze i środkach łączności ma po prawej stronie wyświetlacz wagi, a po lewej przez okno może zobaczyć ważone ciężarówki.


Opuszczaliśmy Burakówkę zadowoleni, że dane nam było znowu zobaczyć to miejsce. Kolejnym punktem wyprawy była Prypeć.

Prypeć jest miejscem szczególnym strefy. Wszyscy chcą jak najdłużej być w Prypeci. Każdy ma swoje ulubione miejsca. Podczas tej wyprawy mieliśmy dwóch przewodników. Dwóch Siergiejów. Jeden starszy, a drugi młodszy.


Plac centralny Prypeci. Miejsce bardzo dobrze znane. Pałac Kultury "Energetyk", Centrum Restauracyjna Handlowe. 













Pokazywany wielokrotnie plac zabaw. Pokażę kilka impresji na temat Diabelskiego Młyna. Zafascynowała mnie technika HDR, kupiłem jakiś czas temu program Machinery i jestem bardzo zadowolony.
















Na terenie Placu Zabaw w  Parku Miejskim jest kilka miejsc o podwyższonym promieniowaniu. Tutaj poziom promieniowania to tylko 3,94 uSv/h.


Zaraz za Placem Zabaw czy Wesołym Miasteczkiem, jakbyśmy nazwali to miejsce, jest Stadion Miejski. 






Stadion nie kryje żadnych tajemnic. Jest w nim natomiast wiele zakamarków i za każdym razem można odkryć coś nowego.















Skąd w ludziach taka mania? Pozostawiania po sobie takich "wyrazów artystycznych"?













 

















Mniej więcej w tym miejscu młodszy Siergiej musiał się z nami pożegnać. Nie spełniał oczekiwań. Starszy Siergiej wytłumaczył, że młodzi przewodnicy w strefie trzymają się tylko i wyłącznie litery prawa. Starsi natomiast chcą tylko jednego - żeby grupa była zadowolona. 


Dopiero teraz zaczęła się eksploracja właściwa. Poszliśmy każdy w swoją stronę. I dobrze. Co prawda widziałem już wiele w Prypeci, ale jeszcze nie wszystko i nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się wszystko zobaczyć...

Poczta, fresk, jak byśmy teraz powiedzieli, z czasów słusznie minionych ale patrząc na to tylko i wyłącznie historycznie -  oto sztuka dla ludzi. Duma i chwała. 




Zdecydowaliśmy się pójść na Fujiyamę bis. Po drodze minęliśmy Dom Usług "Jubileuszowy", a potem weszliśmy między bloki, żeby nie chodzić po ulicach miasta.




Przechodziliśmy przez zarośla obok przedszkola "Skazka"




Zajrzeliśmy na chwilę do szkoły numer 4. Jak już pisałem, ta szkoła robi przygnębiające wrażenie.



Przechodzenie między blokami to duże wyzwanie. Teraz, wiosną jeszcze nie jest najgorzej, można w miarę spokojnie dotrzeć w różne miejsca. Latem wszystko zasłania bujna roślinność i można krążyć wokół miejsca, do którego zmierzamy. Od jakiegoś czasu mam w Iphonie mapę Prypeci Seby Marciaka, pozwala ona na bezbłędne dotarcie bardzo szybko do celu. Można też kupić mapę w wersji papierowej. Dla eksploratorów Prypeci to niezbędne wyposażenie. 











I oto w końcu Fujiyama bis. Na dachu tego budynku byłem już wiele razy, dlatego postanowiłem zaczekać na towarzyszy eksploracji na dole.








Fujiyama bis jest to miejsce kultowe Prypeci. Budynek  słynie z tego, że po prawej stronie przed wejściem na dach leżą zwłoki psa. Pokazywałem już je kilka razy wcześniej. Najważniejszą rzeczą jest jednak wspaniały widok na strefę. Oprócz tego to miejsce świętowania. Zainteresowani wiedzą, o czym mówię.

Fujiyama bis stoi przy ulicy Lesi Ukrainki. Kawałek dalej jest ulica Fabryczna.



Przy wyjeździe z Prypeci drogą, która jest przedłużeniem ulicy Fabrycznej, stoi stela Prypeć. Mniej znana, ale równie chwaląca miasto i jego twórców. 

Nie chcąc wracać na ulicę Lesi Ukrainki, poszliśmy ulicą Fabryczną w stronę Zakładów "Jupiter". Po drodze spotkaliśmy żmiję, która spłoszona uciekła między trawami. 

"Jupiter" to niezwykle interesujące miejsce. Żeby zobaczyć wszystko, trzeba by spędzić w nim kilka dni. Przy szybkiej penetracji zostaje przejście przez halę główną. Zajrzenie do kilku pomieszczeń i szybko, szybko dalej.







Skąd "Czeburaszka" w Jupiterze?











Tym razem zobaczyliśmy budynki obok zakładów "Jupiter"







Potem wróciliśmy do przewróconych autobusów.







Tuż obok chłodni znajduje się budynek oczyszczalni ścieków. Robi naprawdę przerażające wrażenie.

















Część grupy chciała zobaczyć napromieniowany "chwytak" . Poszliśmy więc w jego stronę ulicą Fabryczną. Tym razem był przy nim tłok, a ponieważ zamieszczałem już jego zdjęcia wielokrotnie, więc odpuściłem sobie.



Tuż za chwytakiem znajdują się szczątki jednego z robotów biorących udział w likwidacji szkód awarii.


Czas zaczynał już nas gonić. Szybka decyzja i idziemy przez komisariat milicji w stronę placyku przy skrzyżowaniu ulic: Sportowej, Łazariewa, Obrońców Stalingradu i Hydroprojektowanej, czyli tam, gdzie czekał na nas autobus.





Kolejnym punktem był  sklep sportowy. Przyznam, że po wyjściu z posterunku zamierzałem iść w prawo, pomyliło mi się. Nie pierwszy raz zresztą. Czasami wszystko wygląda inaczej niż zwykle.





Idąc ulicą Sportową, zajrzeliśmy na chwilę do sklepu spożywczego, przed którym stoi charakterystyczna budka telefoniczna





A to chyba jedyna zachowana sygnalizacja świetlna w Prypeci tuż przy Basenie "Lazurowym".



A oto i sam basen w wiosennym świetle.








Z basenu do szkoły numer 3 to rzut kamieniem. Pokazywałem tę szkołę już wiele razy, ale to jedno z ważniejszych miejsc w Prypeci.










No cóż, w mieście pojawiają się graffiti, wszelkiego rodzaju instalacje. Zapewne sprawiło komuś ogromną radość wywieszenie tej maski przed szkołą. Nie mógł spać do chwili, aż spełnił swoje marzenie.

Placyk, na którym oczekiwał na nas autobus. Kawałek dalej za zaroślami wejście na stadion.









Widok na ulicę Łazariewa w kierunku poczty, po prawej Dom Usług "Jubileuszowy". Zaszedłem tu na chwilę w oczekiwaniu na resztę grupy. 

















W związku z tym, że jeszcze czekaliśmy na pozostałych członków naszej grupy, którzy poszli z Siergiejem, postanowiliśmy z Sebą Marciakiem zbadać dotychczas niezbadane miejsce w szkole numer 3. Szkoła składa się z trzech części. Nigdy nie udało nam się dotrzeć do tej najmniejszej. Seba znalazł w miarę łatwe wejście przez okno. Przeznaczenie tych pomieszczeń zamieniono pewnie po awarii. 









Znajdują się tu jakieś sale jakby wykładowe, pomieszczenia okratowane, w których trzymano pewnie broń.



A to jest znalezione wyjście, którym następnym razem wejdziemy żeby spenetrować jeszcze dokładniej te pomieszczenia. Wejście jest niedaleko małej sali sportowej i sali audytoryjnej.






Na koniec eksploracji Prypeci niecodzienne spotkanie z jej mieszkańcem. Lis Siemion przyszedł po swoje jedzenie. Wszyscy go dokarmiają. Inaczej zapewne by nie przeżył.




















Wracając z Prypeci do elektrowni, pojechaliśmy starą prypecką drogą obok steli Płomień. Droga ta jest najbardziej napromieniowaną na świecie. Zatrzymaliśmy się na chwilę przy betoniarni. Tutaj, podczas likwidacji skutków awarii,  z jednej strony podjeżdżały "czyste" ciężarówki spoza strefy i zalewały beton do zbiorników, a z drugiej strony podjeżdżały "brudne" ciężarówki i odbierały beton. To może jest mało istotne miejsce, ale tą drogą się nie jeździ. Myśmy pojechali.


Powrót "elektriczką" do Sławutycza. Koniec dnia drugiego. Wszyscy czujemy niedosyt. Dzień też nie należał do najłatwiejszych. Dużo jeżdżenia i dużo chodzenia. Kolacja w strefie, a jeszcze przed nami kolejna kolacja. Zapomniałem powiedzieć, że po powrocie z pierwszego dnia wyprawy czekał na nas znowu obiad przygotowany przez naszą gospodynię. Dzisiaj też mieliśmy go powtórzyć, bo jeszcze dużo zostało. Nasza gospodyni ma swoje poglądy na rzeczywistość ukraińską. W niewielu miejscach się zgadzamy, ale zawsze nas przyjmuje z wielką gościnnością. To trzeba przyznać nam Słowianom, że jesteśmy wobec ludzi otwarci, chętnie dzielimy się tym, co mamy. Pani Ałła zawsze cieszy się na nasz widok i jest bardzo gościnna.

Opisywałem mieszkanie Pani Ałły, ale proszę bardzo, oto kilka zdjęć dla przypomnienia.




Ciekawe wykończenie sufitu za pomocą glazury. Jak to się przyklejało? I trzyma się na dodatek. W Polsce nie widziałem czegoś takiego.



 

Bardzo przytulne mieszkanie, czyste, zadbane. Mieszkanie leży w Kwartale Moskiewskim. Wszędzie blisko. Mam ogromny sentyment do tego miejsca.

No cóż, wróciliśmy do domu, zjedliśmy kolejny obiad, wypiliśmy dla kurażu i poszliśmy spać. Jutro następny, niestety ostatni, dzień w strefie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz