Translate

niedziela, 18 stycznia 2015

Wyprawa dziesiąta do Czarnobyla - październik 2014 r. Dzień drugi.

Poranek w Sławutyczu. Po śniadaniu idziemy na dworzec żeby zdążyć na swój pociąg. Tutaj mówią kolejka albo elektriczka. O 7:20 jest pierwszy pociąg do Elektrowni w Czarnobylu. Ten zatrzymuje się na Białorusi. Następny jest o 7:40. To nasz. Marek Rabiński lubi jechać w ostatnim wagonie, ja też. W tym wagonie siedzą ludzie, którzy jadą do pierwszego przystanku - Osiedle Leśne przy Prombazie. Robi się luźniej. Poniżej kilka zdjęć ze Sławutycza.


Po wyjściu z Restauracji Sławutycz, idąc prosto, dochodzimy do Placu Centralnego i patrząc w prawo, zobaczymy budynek Urzędu Miejskiego.


Tutaj w głębi znajduje się Restauracja Sławutycz i sklep ATB.



Kierując się w stronę dworca, omijamy Plac Centralny Sławutycza. Po prawej mijamy sklep Sojuz, w którym co poniektórzy uzupełniają zapasy. Dochodzimy do Alei Przyjaźni Narodów.



Oto budynek poczty. Podczas tego wyjazdu planowaliśmy wysłać kartki pocztowe z Czarnobyla. Paweł Mielczarek miał kupić znaczki na tej poczcie. Jakież było jego zdziwienie (nasze również), że na tej właśnie poczcie można było kupić jedynie 20 lub 40 znaczków pocztowych zagranicznych. W związku z tym Siergiej Akulinin obiecał wysłać kartki z poczty w Czarnobylu w późniejszym terminie. Jego syn, już po naszym wyjeździe, przywiózł znaczki z Czernihowa i Siergiej mógł spełnić swoją obietnicę. Dlatego kartki pocztowe dotarły tak późno.


Rzeźba Młodej Rodziny znajduje się na granicy Parku Miejskiego i ulicy Przyjaźni Narodów. Trzy nagie postacie - Kobieta, Mężczyzna i Dziecko. Zdjęcie poniżej pokazuje to dokładniej. Zrobiłem je w październiku 2012 roku. 
Jak już pisałem, w Sławutyczu jest wiele rzeźb. Ta rzeźba jednak, śmiem twierdzić, w Polsce znalazłaby wielu przeciwników. Oblewano by ją farbą, niszczono. No bo jakżeż to możliwe, nagi facet, naga baba i do tego jeszcze dziecko! Nagie dziecko! 



Tuż perzy dworcu, w uliczce równoległej do torów, znajdują się dwa sklepy. Po lewej Centrum Handlowe "Aurora", a po prawej Supermarket "Сильпо" czyli sieci handlowej "Silpa" na Ukrainie. Przed samymi torami rząd straganów. Tam jest taniej, można kupić wszystko co potrzeba, wodę, kawę, papierosy...


I oto nadjeżdża wyczekiwana przez nas kolejka, pociąg czy jak kto wioli elektriczka.


Widok z okna pociągu. W głębi nieskończona budowla, która miała być hotelem. Stoi tak już od lat...


Przejazd kolejką do stacji Semihody pozwala nacieszyć oczy widokiem zza szyb. Przepiękny krajobraz. Jeśli ktoś grał w grę - "Czyste Niebo" to odnajdzie tu lokację - "Błota".








Podróż przebiegła niezwykle szybko. To jedynie 60 kilometrów. Mniej więcej o godzinie 8:20 jesteśmy na miejscu. Na powyższym zdjęciu widać synchronizację drzwi kolejki z drzwiami peronowymi.


Idziemy sobie z Leszkiem Joczem po peronie. To zdjęcie zrobił prawdopodobnie Seba Marciak. Warto zwrócić uwagę na sprzęt Leszka. Leszek testuje przeróżne egzemplarze mierników promieniowania. Ten sprzęt jest ciężki.


Przed przekroczeniem bramki zbieramy się po prawej stronie peronu, umożliwiając pracownikom elektrowni swobodne przejście do pracy. Potem po przejściu kontroli paszportowej kierujemy się do wyjścia ze stacji. Niektórzy po drodze zahaczają o toaletę.



Następnie grupa zbiera się przy bramce wyjściowej i Siergiej Akulinin przeprowadza szkolenie, Informuje o programie w danym dniu.


W tym miejscu -  bramce wyjściowej ze stacji na teren elektrowni, jest zawsze słabe światło. Tym razem było inaczej. Myślę, że dokładnie widać całe urządzenie dozymetryczne. To ono decyduje o wejściu lub nie z terenu strefy do elektrowni, a potem na stację Semihody.


Te zielone drzwi w głębi prowadzą właśnie na placyk przy peronach. Tam, w dali, widać oświetlony kształt Arki.



A to spojrzenie w kierunku Sławutycza, skąd przyjechaliśmy. Dwa autobusy ponownie zabrały naszą grupę. Dzisiejszy program przewidywał wizytę na Burakówce.


Po drodze przejazd wzdłuż elektrowni. Te zdjęcia zrobiłem mniej więcej w tym miejscu.


Droga na Burakówkę prowadzi na pewnym odcinku wzdłuż torów kolejki Czernihów - Owrucz. Potem skręca na południowy zachód. Burakówka to jedno z wielu miejsc, gdzie składowane są, ogólnie rzecz ujmując, odpady radioaktywne.  Już wiele razy opisywałem to miejsce. Tym razem mogliśmy tu wejść przebrani w kombinezony malarskie. Oto ceremonia przebierania. Żeby było jasne, na terenie, powiedzmy skażonym, wkładamy kombinezony ochronne.




Wyglądaliśmy w nich dość oryginalnie. Jednocześnie mieliśmy świadomość, że nie jest to żadna ochrona, a jedynie wymysł pracowników Burakówki.


Seba Marciak uwiecznił mnie z Pawłem Mielczarkiem, jak odgrywamy scenę z filmu Stanisława Barei - "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". 
Ja podczas tej wyprawy biegałem po strefie z plakatem mówiącym o mojej wystawie fotograficznej. Koledzy robili mi zdjęcia. Potem moja córka Kasia zrobiła z tych zdjęć plakat, który zamieściłem na wystawie.


Przed wyjazdem na miejsce składowania sprzętu używanego w czasie likwidacji skutków awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej uczestniczyliśmy w krótkim zapoznaniu z miejscem i sposobem składowania materiałów radioaktywnych.




Stałem w drzwiach i co chwilę wychodziłem zrobić zdjęcia w miejscach niedostępnych. Potem wiedziałem już, gdzie znaleźć toaletę. W strefie, a może i w życiu, stosuję zasadę Lecha Wałęsy, który jak był prezydentem, powiedział, że z toalety należy korzystać,  kiedy można, a nie wtedy, kiedy trzeba.




Ciekawa tablica informacyjna na jednej z szafek o nieznanym przeznaczeniu. Proste i zrozumiałe hasło.


Na powyższym zdjęciu widać konstrukcje transzei i schematy ich rozlokowania. Burakówka jest już prawie zamkniętym miejscem składowania odpadów radioaktywnych. Niedługo zostaną skończone ostatnie transzeje.


Wsiedliśmy do podstawionego autobusu, który miał zawieźć nas na miejsce składowania sprzętu. Usadowiliśmy się, niektórzy wygodnie stanęli. W skład naszej grupy, o czym jeszcze nie miałem okazji napisać,  weszli dwaj bardzo znani Youtuberzy - Darek i Marek Hoffmannowie. Na zdjęciu poniżej Darek Hoffmann.




Niestety tak szybko jak wsiadaliśmy, musieliśmy wysiadać. Autokar nie odpalił i miały nas zawieźć autokary, którymi przyjechaliśmy. No cóż, i tak bywa.  И так бывает, что медведь летает. 

Burakówka zmieniła się niesamowicie. To, co zapamiętałem z lat poprzednich, a to, co zobaczyłem, to dwa różne miejsca. Dowiedzieliśmy się, że od kilku miesięcy trwa cięcie składowanego sprzętu i wywożenie. Dokąd? To dobre pytanie. Myślę, że nie trzeba na nie odpowiadać i tak wszystko wiadomo. 




To jest widok w lewą stronę od wjazdu na plac składowiska. W głębi widać coś niebieskiego. Zabroniono nam fotografować ten obiekt, a więc jedynie z daleka pokazuję niesamowicie ważny i utajniony obiekt, gdzie przechowywany jest sprzęt do cięcia stali.
Poniżej zdjęcia sprzętu, który jeszcze pozostał. Myślę, że do jesieni tego roku zniknie całkowicie. Może się mylę, ale tempo jest zawrotne.
















A to nasze dwa autokary, którymi jeździliśmy po strefie. Stanęły przy wjeździe. Nam pozwolono być w tym miejscu jedynie kilkanaście minut.







Przed wyjazdem z miejsca składowania sprzętu pamiątkowe zdjęcie. Dużo ustawiania, nawoływania dużo zdjęć, ale całej grupy nie udało się uchwycić. Poniżej ja "w pełnej krasie" z moim plakatem. Wiem, że to moje chodzenie po strefie z plakatem budziło wśród uczestników kontrowersje. Na forum strefazero.org przeczytałem dość niepochlebne zdanie. No cóż, każdy ma prawo do własnej oceny. 





Tak wyglądają już dawno zamknięte transzeje. I znowu pojawia się pytanie, skoro jest tam tak duże promieniowanie, to dlaczego ten teren nie wygląda jak pustynia? Jak to możliwe, że rośnie tam trawa, krzewy?


To zdjęcie pokazuje porzuconą cysternę. A to zdjęcie satelitarne również pokazuję tę cysternę. Niesamowite!


Z kolei to miejsce, czyli punkt kontroli wwożonych odpadów, pokazane jest w Wikimapii tutaj. Udało mi się naprowadzić na nie biały krzyżyk. Polecono nam pójść w lewo: za wiatą stał kosz na śmieci, gdzie złożyliśmy swoje wspaniałe kombinezony ochronne.



Mieliśmy niesamowite szczęście, bo w oczekiwaniu na nie wiadomo co, przyjechała ciężarówka z materiałem radioaktywnym ze strefy.




Jak widać na powyższym zdjęciu, materiał radioaktywny to przeróżne konstrukcje metalowe przywożone z różnych miejsc w strefie. Ten Pan w środku, w moro używa miernika promieniowania do zbadania jego poziomu. Wykazał tyle samo co moja Terra-P na górnym zdjęciu. A więc niewiele.




Przyjazd ciężarówki wywołał ogromne zaciekawienie i słusznie, bo nie zawsze udaje się zrobić takie zdjęcia i uwiecznić dostawę materiału.

Kolejnym punktem programu była farma eksperymentalna wydziału rodioekologii i radiobiologii. Zapewne jakiegoś Moskiewskiego Uniwersytetu.  Po drodze, przez szybę autokaru uwieczniałem Arkę. Nie miałem co prawda filtra polaryzującego, ale w sumie te refleksy nie przeszkadzają.






W tym roku podjechaliśmy pod sama farmę. Nic się nie zmieniło. Wszystko jak dawniej, kości leżały na swoim miejscu.



Pierwszy budynek związany był z hodowlą ryb. Ta farma i laboratorium istniały tu na długo przed awarią. Przeszliśmy wzdłuż całego budynku, zaglądając wszędzie, gdzie się dało.  Poniżej wnętrze jednego z tych dużych lejków.



Duże wanny w pierwszym budynku, a w drugim szeregi klatek. Badano tu jakieś zwierzęta. Po wielkości klatek można by mniemać, że to króliki, nutrie czy coś podobnego.











W budynku laboratorium, moim zdaniem, też nic się nie zmieniło.






Na parapetach okien pozostałości po badaniach. Trochę dziwi używanie do tego celu przypadkowych słoików. Ale co kraj, to obyczaj. Chyba że to wcale nie były próbki, a na przykład pozostawione przez pracowników  niezjedzone śniadanie...



Co do posiłków, to widać, że były dobrze zakrapiane.






W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy schemat tego terenu. Farma i chłodnie kominowe bloku 5 i 6 doskonale widoczne.


Nasze wyobrażenie o tym co się tutaj działo, może być całkowicie mylne. Znajdujemy coś, co uważamy za ślady minionej tragedii. Nie zdajemy sobie sprawy, że to wszystko mogło być przygotowane, wyreżyserowane. Być może ktoś chciał, żebyśmy to tak zobaczyli? No bo co może robić maska przeciwgazowa dziecięca, a w zasadzie jej szczątki, w laboratorium? To jest maska radziecka PDF-7 lub PDF-DA produkowana w rozmiarze nr 1 czyli dla najmłodszych dzieci. Pytanie - co robi maska dla najmłodszych dzieci w laboratorium zajmującym się radiobiologią? Odpowiedź: leży, bo ktoś ją tu podrzucił. Bo fajnie jest zobaczyć maskę w takim miejscu. Maska oznacza zagrożenie, a więc bójmy się.


To samo dotyczy porozrzucanych preparatów, przyborów i nie wiadomo jeszcze czego. Robią wrażenie, klimat i wprowadzają nastrój grozy. A tak dla formalności, do czego służyły te dwa magnesy meblowe pod blatem stołu? Przypadek?

Z terenu farmy eksperymentalnej pojechaliśmy autokarami w kierunku chłodni kominowych bloku 5 i 6. Oczywiście można tam było przejść piechotą i torami dojść do składowiska porzuconego sprzętu. A to już chłodnie. My jednak pojechaliśmy z drugiej strony. I dobrze się stało. Widok był wspaniały.

Marek i Darek Hoffmannowie zajmowali się kręceniem swojej relacji ze strefy, używali do tego również drona, który wzbudzał ogromne zainteresowanie. 




Poniżej trochę moich impresji HDR na temat chłodni kominowych.













Latanie dronem w chłodni kominowej.














W czasie, kiedy Darek i Marek latali po chłodni, nasza grupa zajęła się zdobywaniem konstrukcji metalowych będących w środku.



Przyznam, że nigdy nie ciągnęło mnie do wdrapywania się na dachy i konstrukcje. Może dlatego, że przychodzi mi to z trudem? Wspinam się na dachy 16 piętrowych budynków, ale nie przychodzi mi  to łatwo. Podziwiam Marka Rabińskiego, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. 


Marek Rabiński wspaniale opowiada, jest kopalnią wiedzy o strefie i awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej. Każdy, kto dołączy do jego grupy, ma wspaniałą okazję usłyszeć rzeczy, o których nigdzie nie przeczyta. Jak widać, wszędzie znajduje słuchaczy i bardzo chętnie odpowiada na wszystkie pytania, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. 


Opuszczaliśmy chłodnie kominowe. W tym roku udało się zobaczyć więcej, a co najważniejsze wejść do środka.


W strefie, w październikowym słońcu odnajdujemy fascynujące widoki. Jak już pisałem, za pomocą programu Machinery przetwarzam swoje zdjęcia. HDR uwidacznia wiele szczegółów.








Przejazd do kompleksu budynków reaktora 5 i 6 zajmuje chwilę. Jechaliśmy tam z ogromnymi nadziejami znalezienia wielu ciekawych rzeczy.

I oto przed nami olbrzymie budowle. Niedawno, w 2011 roku, był tu posterunek straży. Teraz już go nie było. Podjechaliśmy pod samo wejście do bloku reaktora nr 5. Również zamieszczam trochę HDR.










Po prawej stronie wejście doprowadziło nas do kilku pomieszczeń. Nie udało nam się znaleźć wejścia do niecki reaktora.





  














Po wyjściu zdecydowaliśmy się poszukać reaktora nr 6. 





Niestety, długi korytarz prowadził donikąd. Nie było z niego wejścia do reaktora. Ciekawiły nas dziwne otwory w ścianach.


Wyszliśmy na zewnątrz. I tak skończyła się penetracja kompleksu 5 i 6 bloku. Trochę mało, ale cóż i tak bywa.

Kolejnym punktem programu było miasto Prypeć. Przejeżdżaliśmy obok elektrowni. Tam wszędzie jeździ się wokół elektrowni. Takie ujęcie udało mi się zrobić, a Machinery zrobił klimat. To zdjęcie zrobione jest z tego miejsca.









Miejscem postojowym dla autokarów był placyk tuż przy zbiegu ulic Łazariewa, Sportowej, Hydroprojektowanej i Obrońców Stalingradu.


To miejsce zawsze robi na mnie wrażenie. Wrośnięta w drzewo skrzynka pocztowa przy ulicy Sportowej, tuż przy Domu Usług - Jubileuszowy.


A to resztki sygnalizacji świetlnej przy ulicy Sportowej w pobliżu basenu. Tym razem po drugiej stronie, tam gdzie był sklep spożywczy.

Drugi dzień w strefie był bardzo intensywny. Na Prypeć było niewiele czasu. Staraliśmy się wykorzystać go maksymalnie, a więc  plan był krótki, Jupiter, chwytak, straż pożarna, milicja i powrót.
Tak się stało, ale po kolei. Poszliśmy do Zakładu Jupiter od strony ulicy Sportowej.  Podczas tego wyjazdu używałem mapy Prypeci, którą zrobił Sebastian Marciak. Mapę można kupić na Iphone'a jak również w wersji papierowej. 



To rokitnik zwyczajny, a po rosyjsku - облепиха. W zeszłym roku fotografowałem również te same krzaki. 


Wejście do Zakładu Jupiter jest zarośnięte, jak wszystko w Prypeci. Można dostać się tu różnymi wejściami. Tędy było najbliżej.






Zakładu Jupiter opisywałem już wcześniej. Jednakowoż za każdym razem widok zniszczeń robi ogromne wrażenie.














 



Przechodząc obok tego barakowozu, zastanawiałem się, do czego mógł służyć? Co to za instalacja była w środku? To pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Przy kolejnych zdjęciach wyjaśnię wszystko.


 Oto budynek, w którym znajdowały sie instalacje chłodnicze.






Przed budynkiem wraki samochodów. Ustawiłem krzyżyk w Wikimapii w miejscu, z którego robiłem te zdjęcia.





 
Kierując się do miejsca, w którym stoi chwytak, przechodziliśmy znowu obok interesującego barakowozu. Marek Rabiński wyjaśnił, że była to wojskowa pralnia polowa. To właśnie jej szczątki złomiarze rozrzucili dookoła.




To jest właśnie bęben tej polowej pralki. Wymontowany i porzucony obok barakowozu. Nie przydał się.


Bardzo interesujący widok na biurowiec Zakładu Jupiter. Jak to się stało, że nie ma w nim okien, a nawet futryn?


Fascynująca jest roślinność strefy. Pokazuję ją często, bo przecież nasze wyobrażenie o skażonym miejscu jest inne.
Zakładu Jupiter poszliśmy ulicą Fabryczną w kierunku chwytaka, który stoi sobie niedaleko i czeka na odwiedzających. Pamiętam, jak w marcu 2011 roku zabłądziliśmy tuż przy chwytaku i nie udało się nam do niego dotrzeć.
Pośród drzew można znaleźć znaki drogowe. Jeden jest w bardzo dobrym stanie, natomiast drugi nadgryziony zębem czasu.



Chwytak. Cóż więcej można powiedzieć? Stoi, jest bardzo napromieniowany i czeka, aż ktoś do niego przyjdzie. Przychodzą bardzo często. Różni ludzie wsadzają do środka dozymetry i wykrzykują ich wskazania. Niektórzy wchodzą do środka.





Tym razem udało mi się tylko zarejestrować taką wartość. Niewiele jak na skażoną strefę.



Tuż za chwytakiem, o czym już pisałem wcześniej, leżą resztki robota, który pracował przez chwilę na dachu reaktora. Robota wykonano na Zachodzie, jak się wtedy mówiło. ZSRR nie podał wielkości promieniowania, z jakim miał się zmierzyć robot, a zaniżył jego wielkość. Robot wykonany do takich warunków niestety przestał funkcjonować po bardzo krótkim czasie. Wtedy Rosjanie mieli argument, że zachodnia technika jest zawodna.







Niedaleko chwytaka znajduje się remiza strażacka. Niewiele w niej zostało. Złomiarze wywieźli wszystko, co się dało. Zresztą nie tylko złomiarze.



Ze straży pożarnej do posterunku milicji to już dwa kroki. Zawsze mnie interesuje, dlaczego te samochody, czy też ich szczątki znalazły się na dachu warsztatu milicyjnego?




Wchodzimy na posterunek od strony "spacerniaka". Wąski korytarz prowadzi do budynku posterunku. Wzdłuż korytarza znajdują się cele i pokoje przesłuchań. To areszt.















Po wyjściu z aresztu znajdujemy się w budynku posterunku milicji, a zdjęcia poniżej przedstawiają "poczekalnię" dla aresztowanych przed dalszym procesem obróbki. Zawsze, kiedy tu jestem, zastanawiam się, dla kogo przeznaczony był ten areszt? Przecież mieszkańcy Prypeci to sami wybierani! Prometeusze! Kto w takim razie siedział w tym areszcie?



W 2011 roku byłem w piwnicy pod posterunkiem, gdzie znaleźliśmy strzelnicę. Tym razem z Markiem Rabińskim postanowiliśmy spenetrować ją dokładniej.



Przejście, jak widać, było bardzo utrudnione. Ten korytarz prowadził wzdłuż strzelnicy. Poszliśmy w prawo i ...



udało nam się dotrzeć. Przejście przez piwnicę jest trudne. Bez latarki czy latarek nie jest możliwe.


Sama strzelnica robi wrażenie. Panuje tam ciemność. Na zdjęciu powyżej Marek Rabiński testował zdalne wyzwalanie lampy błyskowej.
Mniej więcej w połowie strzelnicy, po prawej stronie, zobaczyliśmy światło. Było to wyjście na zewnątrz.


Niestety, nie udało się tamtędy wyjść z posterunku milicji. Wszystko było zagrodzone. Wróciliśmy więc tą samą drogą zaglądając do okna.




Posterunek milicji widok od strony ulicy Lesi Ukrainki. Proszę zwrócić uwagę na olbrzymie sosny wyrastające z dwóch niebieskich doniczek.  Kiedyś były mniejsze.


Z posterunku milicji wyszliśmy na ulicę Lesi Ukrainki. Ponieważ czas nas gonił, poszliśmy szybko w kierunku placyku przy Domu Usług Jubileuszowy.

Moje spojrzenie na obecną Prypeć zmieniło to zdjęcie zamieszczone przez Chernobyl-tour.com na FB: https://www.facebook.com/chernobyltour/photos/a.386351388075721.94465.359575890753271/912195595491295/?type=1&theater. Na zdjęciu widać blok 38/2 przy Lesi Ukrainki, który stoi przy skrzyżowaniu z ulicą Sportową. Dookoła bloku widać porozrzucane rzeczy, niektóre wiszą z okien, balkonów. Jak wynika z podpisu, była to celowa akcja opróżniania mieszkań. Czyli nie złomiarze, nie bandyci, ale państwo opróżniało budynki z rzeczy mieszkańców, które zapewne nie nadawały się do wywiezienia ze strefy. Rzeczy wywożono do przeznaczonych ku temu miejsc. Być może do Burakówki. Zamieszczam to zdjęcie, chociaż jest nie moje,  ale jest niezwykle interesujące.


Poniżej ten budynek widziany z drugiej strony w jesiennej kolorystyce otaczającej go roślinności..



Resztki ogrodzenia. Niektóre budynki w Prypeci były ogrodzone drutem kolczastym, który miał je ochronić przed złodziejami. Dzisiaj utrudniają nam penetrację.


Ulica Sportowa, resztki sygnalizacji świetlnej przy basenie. Pokazałem je już poprzednio.


Na tym odwiedziny w Prypeci dobiegły końca. Przy wyjeździe odwiedziliśmy stelę Prypeć. Ponieważ zgromadziła tłum chętnych do zrobienia fotografii, odszedłem kawałek na bok i sfotografowałem za pomocą teleobiektywu stelę Płomień. Jest to bardzo napromieniowane miejsce.



Ta plansza mówi samą prawdę - Las lubi gospodarza.

Przejazd do stacji Semihody drogą wzdłuż elektrowni. Oto budynek Zarządu Budowy Elektrowni Atomowej w Czarnobylu.





Dalej, po lewej stronie drogi,  jest zbiornik, jak na razie nie znam jego przeznaczenia. Zdjęcia robiłem przez szybę autokaru. Udało się bez refleksów.


Koleje instalacje to opuszczona cementownia.




Ponieważ zbliżaliśmy się do sarkofagu, szybko zmieniłem stronę autokaru. I tak oto Arka w całej krasie.






Szybkie zdjęcie po lewej, to opuszczona wytwórnia betonu.




Instalacje rurowe, zapewne centralnego ogrzewania,  prowadzą już prosto do stacji Semihody


Pożegnanie ze strefą. Kilka zdjęć przez szybę elektriczki. Zdjęcia robiłem, mniej więcej, z tego miejsca.





A to przywitanie w piekle, jak głosi napis na opuszczonym budynku.


To zdjęcie już za mostem.



Czterdzieści minut kolejką mija błyskawicznie. Jesteśmy w Sławutyczu. Wracamy na kwatery ulicą Przyjaźni Narodów.





Jeszcze jeden rzut oka na rzeźbę młodej rodziny, tym razem w zachodzącym słońcu.


Plakaty rozwieszone na przystankach autobusowych pokazują, że na Ukrainie trwa wojna. Nie można o tym zapominać.

Kolacja w Restauracji Sławutycz, w domu ładowanie akumulatorów do aparatów, przygotowania do następnego dnia, herbatka, koniaczek. Ot zwyczajne męskie sprawy. Potem szybko spać. Bo już czeka następny, nie mniej ciekawy, dzień.

6 komentarzy:

  1. WRÓCIŁY ZNOWU TAMTE WSPOMNIENIA ...
    niesamowita notka
    BĘDĘ KIBICOWAŁA I MASZ MÓJ GŁOS ..

    OdpowiedzUsuń
  2. this set of photographs are bloody good, best yet - I need to go back

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałem już wiele razy, czytam teraz opisy.
    Ciekawa robota. Dzięki i gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałem już wiele razy, czytam teraz opisy.
    Ciekawa robota. Dzięki i gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie po tej ilości zdjęć czuję się, ajk bym tam był, a jednak... chętnie bym się tam wybrał...

    OdpowiedzUsuń