Translate

sobota, 28 grudnia 2013

Kijów - między wyprawami

W niedzielę, trzynastego października opuściliśmy wspaniały Hotel Bakkara . Zamówioną taksówką pojechaliśmy z Markiem Rabińskim do Hostelu "Why Not Kijev", który mieści się w budynku przy ul. Saksagońskiego 30A. Hostel prowadzi Polka - Lidka. Ukończyła filologię ukraińską w Kijowie i została. Hostel jest niezwykle przyjazny i ludzie wspaniali. Jedna wielka rodzina. Problemy zawsze są, gdzie ich nie ma? Byliśmy w tym hostelu w marcu i wszystko było OK. Tym razem był problem z dwiema łazienkami. Zalewało je totalnie. Dziwne, że Ukraińscy fachowcy nie chcieli prywatnie dorobić. 
Moje wrażenia z pobytu w Kijowie jesienią tego roku sprowadzają się do tego, że wszędzie było niesamowicie gorąco! W Hostelu pierwszą noc mieliśmy w dwuosobowym pokoju, w którym okno otwierało się z trudem ale z jeszcze większym się zamykało. A więc szybko po względnym rozpakowaniu poszliśmy na Kreszczatik. Coś zjeść i pobyć na Kreszczatiku.




Tak wyglądał Majdan w październiku 2013 roku. W Listopadzie i grudniu to już zupełnie inny widok...
Nasz pobyt w Kijowie to oczekiwanie na kolejną wyprawę. Robiliśmy sobie z Markiem ogromne nadzieje. No cóż, wyprawa do strefy - cztery dni! Trzy noclegi w Czarnobylu? Niewiarygodne! Niedziela upłynęła nam spokojnie w oczekiwaniu na poniedziałek kiedy to miał przylecieć do Kijowa Bartek Andrejuk, młody reporter z TVN 24.
Następny dzień rozpoczęliśmy spacerem na bazarek przy dworcu. Marek miał zamiar zrobić tam zakupy, a i ja chciałem zobaczyć jak to wygląda. Na dworzec idzie się bardzo prosto. Po wyjściu z hostelu w prawo ulicą Saksagońskiego do skrzyżowania z ulicą Symona Petlury, a potem w lewo i na wprost widać dworzec Centralny.



Ulica Saksagońskiego jest ulicą jednokierunkową od Stadionu Olimpijskiego w kierunku ulicy Tarasa Szewczenki. Po drodze spotkać można znajome nazwy i przeróżne ciekawostki jak ten pluszowy samochód.







Kijów to miasto kontrastów, jak wiele innych metropolii. Na Ukrainie panuje moda na zabudowywanie balkonów. Wszędzie, gdzie tylko spojrzeć,  mieszkańcy starają się zabudować balkony, a używają do tego wszelkich dostępnych materiałów.





A to już ulica Symona Petlury. W głębi widać budynek Dworca Centralnego. Ryneczek, na który szliśmy, znajduje się tuż przed Dworcem Centralnym, po lewej stronie. Niestety nie fotografowałem straganów bo kupcy zapewne nie byliby zadowoleni.



Po zakupach wracaliśmy tą samą drogą.





W Kijowie warto zwrócić uwagę na budynki samochody. Budynki są stare, a samochody nowe.







Po powrocie do hostelu i pozostawieniu zakupów poszliśmy na Kreszczatik. Mieliśmy trochę czasu do przyjazdu Bartka. Na Kreszczatiku znaleźliśmy naszego Prezydenta obok Prezydenta USA.



A to niezwykła biblioteka. Jedna z sieci telefonii komórkowej MTC (mam w tej sieci telefon) udostępniła swoim użytkownikom książki, które można pobrać z tego miejsca.


W Kijowie można znaleźć wiele niezwykłych rzeczy i zjawisk. Oto automat do uzupełniania kont w telefonii komórkowej, różnych sieci. Jest to między innymi wpłatomat, przyjmuje banknoty. Ten akurat stoi w podziemnym kompleksie handlowym na Majdanie. Najciekawsza jest kłódka. Marek ją wypatrzył i udało się nam ją uwiecznić.


Na Kreszczatiku, tuż przy stacji metra - "Kreszczatik" jest pasaż, w którym tuż za salonem MTC znajduje się - "Puzata Hata", jedna z lepszych. Tam jadamy śniadania, obiady, kolacje. Czasami koniak (коктебель коньяк) w części kawiarnianej. Jeśli chodzi o ten koniak to wystarczy wpisać podaną nazwę w Google i znajdziemy kilka sklepów. Interesujące są ceny. Ten, naprawdę niezły trzygwiazdkowy koniak, kosztuje około 50 hrywien czyli około 20 PLN za butelkę 0,375l. 
Mieliśmy dużo czasu, a więc zakupy postanowiliśmy zrobić w Megamarkecie, który znajduje się tuż przy Stadionie Olimpijskim.



Zakupy udały się, market jest wspaniale zaopatrzony. Ceny są różne, niektóre artykuły są tanie, a niektóre są strasznie drogie.  Ser żółty, mięso, wędliny to ceny obłędne!
Wróciliśmy do hostelu i spotkaliśmy się z Bartkiem. Poszliśmy do Haty Puzatej na ulicy Kranoarmijskiej 40. Zjedliśmy kolację, wypiliśmy po piwie i poszliśmy do hostelu. W hostelu próbowaliśmy znaleźć trochę tematów dla Bartka do reportażu. Uzgodniliśmy kilka spotkań. I tak zakończył się poniedziałek 14 października.
Następny dzień to przede wszystkim umówione spotkanie w Ukraińskim Narodowym Muzeum "Czarnobyl". Muzeum to opisałem już bardzo dokładnie wcześniej. Tym razem opowiem o Pani Annie Korolewskiej, która jest Dyrektorem Naukowym tego Muzeum.












Otóż, Pani Anna Korolewska zaprosiła mnie i Marka Rabińskiego na otwarcie wystawy - Modlitwa za Fukushimę - na sobotę 12 października. Niestety nie zdążyliśmy, a w związku z przyjazdem Bartka przełożyliśmy tę wizytę na wtorek. Muzeum ma dość specjalny charakter tak jak specjalne zdarzenia upamiętnia. Zaproszono nas do I sali muzeum gdzie czekaliśmy na Panią Annę. Niebawem przyszła i zgodziła się udzielić Bartkowi wywiadu. Prosił żebym tłumaczył jego pytania. Trochę to dziwnie wyglądało ale tym razem się zgodziłem. Opowieść Pani Anny Korolewskiej o jej pracy była wzruszająca. To wspaniała kobieta, której celem jest opowiadać o awarii w Czarnobylu. Zbiera pamiątki w strefie i udostępnia je zwiedzającym po uprzednim sprawdzeniu poziomu promieniowania. Bartek dostał naprawdę wspaniały materiał. Jej opowieść o pracy pokazała ogromne zaangażowanie. Trudno mi to przekazać ale już samo opowiadanie o strefie, o ludziach, o tym wszystkim co daje się ocalić wzruszyło ją do tego stopnia, że głos się załamał i pojawiły się łzy. Dzisiejsze pokolenie młodych ludzi nie jest w stanie wyobrazić sobie rozmiarów tej tragedii jak dotknęła zwykłych ludzi, jak również tragedii likwidatorów skutków tej awarii. Teraz Japończycy uczą się od niej i od Ukraińców jak postępować ze swoim nieszczęściem.
I oto wystawa o Fukushimie, w hallu tuż przy portierni i szatni, gdzie zwykle są wystawy tematyczne pojawiła się wystawa - "Modlitwa za Fukushimę".













Po wyjściu z Muzeum Pojechaliśmy w trójkę na Kreszczatik. Bartek umówił się tam z poznanym przez internet kolegą. Poszli robić wywiady z napotkanymi ludźmi, a my z Markiem udaliśmy się do Haty Puzatej na Kreszczatiku. Wieczorem mieliśmy się spotkać z Oksaną, która mieszkała w Prypeci. I tak się stało. Spotkaliśmy się na Majdanie i poszliśmy do Siti-kafe na Kreszczatiku. Przed kawiarnią czekała Oksana.

 Opowieść Oksany była niezwykle wzruszająca. W czasie awarii Oksana miała 11 lat. Jej brat miał 4 lata. O awarii powiedział ojciec, który wrócił z pracy zdenerwowany. Do awarii życie Oksany upływało jak w raju. Mieszkała w Białym Domu w Prypeci. Miała świetny kontakt z Ojcem, który budowałe Elektrownię. Zabierał ją na ryby. Potem pojawił się brat, a więc miała konkurencję. Samego momentu awarii nie pamięta, Pamięta zdenerwowanie rodziców, ewakuację. Oni nie wyjechali ze wszystkim ale dzień później wywieziono ją i brata z innymi dziećmi prominentów do Zalesia. Rodzice zostali w Prypeci. Ojciec dalej pracował w Elektrowni. Potem pamięta obóz na Krymie i przyjazd do Kijowa. Wówczas w Kijowie oddawano do użytku nowe osiedle. Mieszkania miały już przydziały i nagle awaria spowodowała, że dawno oczekiwane mieszkania trzeba było oddać! Tragedia i dramat dla dwóch stron. Ewakuowani wprowadzili się do pustych mieszkań. Nie mieli niczego. Oksana z wzruszeniem opowiada jak wprowadzili się do mieszkania, w którym ona z bratem spała na palcie ojca, a rodzice na gazetach. Po wyjściu rodziców do pracy ich marne rzeczy były wyrzucane przez tych, którzy mieli wcześniej przydział na to mieszkanie i tak w kółko. Trwało to około miesiąca. Kilka razy mieli możliwość przywiezienia swoich rzeczy z Prypeci ale za każdym razem żadna z rzeczy nie przeszła kontroli dozymetrycznej. Dopiero po kilku miesiącach, już na właściwym mieszkaniu zaczęli budować swoją przyszłość. Oksana przez dwadzieścia pięć lat nie była w Prypeci. Nie chciała burzyć obrazu szczęśliwego dzieciństwa i przeżywać ogromnego żalu za jego utratą. W Prypeci była raz i strasznie płakała. Po raz pierwszy spotkałem kogoś kto mieszkał w Prypeci, oprócz Siergieja Akulinina. Jej opowieść wzruszyła mnie ogromnie. Czytałem co prawda podobne historie, ale tym razem siedziałem w kawiarni z dziewczyną, która to przeżyła. Na pierwszy rzut oka radosna, uśmiechnięta, wesoła dziewczyna. Nie chciałbym przeżywać tego co ona... Teraz opieka Państwa sprowadza się do tego, że przydziela jej 160 hrywien miesięcznie czyli około 60 PLN na lekarstwa. Żeby skorzystać z takiej pomocy należy udać się do lekarza i dostać stosowne zaświadczenie. Następnie trzeba znaleźć odpowiednią aptekę i zarejestrować się. Po zgłoszeniu się w aptece w ustalonym terminie słyszy się zazwyczaj - "Niestety, w tym miesiącu limit wyczerpany, przyjdź w następnym miesiącu". Czyli znowu: lekarz, zaświadczenie, rejestracja w aptece i ... znowu za miesiąc.
Oksana opowiadała też o tym jak to kilkakrotnie brała udział w wyjazdach organizowanych dla dzieci na podratowanie zdrowia za granicą. Leciała dwa razy na Kubę z dziećmi prominentów, które nigdy nawet nie otarły się o miejsce awarii.


16 października Bartek miał umówione spotkanie z poznanym kolegą, który miał go wozić po wioskach blisko strefy. My z Markiem mieliśmy umówioną wizytę w Parlamencie Ukrainy. Pani Ella Kovzahrova była tak miła i uprzejma, że zorganizowała nam wycieczkę po Parlamencie Ukrainy. Wyszliśmy rano, chcieliśmy jeszcze zjeść śniadanie. Oczywiście poszliśmy na Kreszczatik.













Być może już kiedyś o tym pisałem ale w każdej Hacie Puzatej przy wejściu znajduje się miejsce gdzie można umyć ręce. Nie trzeba szukać toalety ale po prostu można umyć ręce!

Po śniadaniu poszliśmy z Markiem w kierunku ulicy Architekta Horodeckiego, gdzie jak nam się zdawało umówiliśmy się z Panią Ellą Kovzharową. 


 Oto wyjście z pasażu gdzie znajduje się Hata Puzata i widok na karuzelę, która od kilku lat zagościła na dobre w tym miejscu.



To już budynek przy ulicy Architekta Horodeckiego. Widać specjalne zabezpieczenia pieszych przed zagrożeniem odpadających fragmentów elewacji.



Odnaleźliśmy wejście do Metra gdzie mieliśmy się spotkać z Panią Ellą. Mieliśmy jeszcze chwilę czasu, a więc poszliśmy na pobliski plac im. Iwana Franki.




I oto plac Iwana Franki w całej okazałości.  Malutki skwerek z kilkoma ławkami wokół fontanny.




Tuż przed wejściem do Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego im. Iwana Franki, po lewej stronie znajdziemy piękny pomnik aktora Jury Gnata, który grał rolę Szwejka.




W głębi po lewej stojąc tyłem do teatru znajduje się  pomnik Mikołaja Jakowczenki Fiodorowicza - Narodowego Artysty.

Na skwerku spędziliśmy trochę czasu siedząc na ławeczce i rozmawiając o czekającej nas wyprawie do strefy. Po prostu odpoczywaliśmy przed następną wyprawą.

W umówionej godzinie znaleźliśmy się przed wejściem do metra. Okazało się, że umówiliśmy się przed wejściem do metra na stacji Kreszczatik ale od strony ulicy Instytuckiej. Ella zatelefonowała do mnie i zaniepokojona spytała gdzie jesteśmy. Po wyjaśnieniu nieporozumienia za chwilę Ella znalazła się przy nas. Przywitaliśmy się serdecznie bo do tej pory nie widzieliśmy się. Znaliśmy się jedynie z Facebooka. Ella poprowadziła nas przez plac Iwana Franki schodkami na ulicę Bankową.

 

 Tuż po lewej stronie wyłaniał się słynny Dom z Chimerami Architekta Horodeckiego.



I oto stanęliśmy przed wejściem do Pałacu Prezydenckiego. Wiele osób robiło sobie zdjęcia przed wejściem, a więc i my nie odmówiliśmy sobie tej przyjemności.


Następnie udaliśmy się ulicą Bankową w stronę ulicy Instytuckiej. Mijaliśmy wile interesujących budynków. Między innym wyżej wspomniany Dom z Chimerami.


Pod koniec ulicy Bankowej, po lewej stronie znajduje się pałacyk  Libermana, w którym obecnie znajduje się siedziba Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy.


Tuż za zakrętem w prawo, na ulicy Instytuckiej znajduje się Narodowy Bank Ukrainy, a tutaj znajduje się strona tego Banku. 


Skręcając z ulicy Instytuckiej w lewo, w ulicę Sadową wkraczamy już w pobliże Parlamentu. Po lewej znajdujemy budynek Ministerstwa Finansów Ukrainy.


Wizytę w Parlamencie zaczęliśmy od obiadu w restauracji parlamentarnej. Obiad był bardzo smaczny ale ciekawostką było to, że Ukraińcy zaczynają od surówki, którą popijają kompotem. Następnie zjadają drugie danie i zupę. Wszystko odwrotnie niż u nas. My trzymaliśmy się swoich przyzwyczajeń. Zwiedzaliśmy parlament w asyście dwóch tłumaczy i wspaniałej przewodniczki, która mówiła świetnie po rosyjski. Rozumieliśmy wszystko i my byliśmy rozumiani. W Parlamencie nie wszędzie mogliśmy robić zdjęcia ale trochę udało się upamiętnić. Oto Hall Główny. Jak w Naszym Sejmie, z którego wchodzi się na galerię i do sali obrad. Do tego miejsca szliśmy podziemnym korytarzem łączącym biura poselskie z budynkiem Parlamentu.


Ukraińcy zdecydowali pozostawić ślady historii i tak oto na sklepieniu hallu pozostawiono malowidło pokazujące historię.


 Weszliśmy na galerię dla publiczności ale w związku z tym, że na sali była przeprowadzana inspekcja przez straż parlamentu nie można było robić fotografii.


tutaj już mogliśmy fotografować do woli. To jest sala konferencyjna, w której Przewodniczący Parlamentu Władimir Rybak informuje i kontaktuje się z prasą etc.





Oczywiście nie odmówiłem sobie przyjemności przemawiania, choćby i do pustej sali. Marek czekał na swoją kolej.


Krążyliśmy po budynkach Rady Najwyższej Ukrainy zwiedzając ciekawe miejsca jak galeria z obrazami znanych i sławnych polityków. Ostatnim miejscem było malowidło o nazwie - Державотворення. Pod tym linkiem umieściłem odnośnik do Wikipedii opisującej budynek Rady Najwyższej Ukrainy.




Na koniec wizyty w Radzie Najwyższej Ukrainy uwieczniłem się z naszą przyjaciółką Ellą Kovzharową.
Do dzisiaj ta wizyta w Parlamencie Ukrainy tkwi w pamięci, zwłaszcza w świetle ostatnich zdarzeń, które rozgrywała się właśnie na tych ulicach, którymi chodziliśmy.


Wracaliśmy ulicą Instytucką na Majdan. Tuż po lewej olbrzymi gmach Hotelu Ukraina.



A tam w dole to już Majdan Niezależności. 












W całym Kijowie jest wiele pięknych miejsc. Na mnie jednak największe wrażenie robi Majdan Niezależności i Kreszczatik. Oto monitor na wieży pokazuje i datę, i godzinę. W Najwyższej Radzie Ukrainy spędziliśmy trochę czasu ale wrażenia były niesamowite.










Na Kreszczatiku umówiliśmy się z naszymi przyjaciółmi, którzy mieli właśnie dolecieć z Polski. Paweł, Olga i Damian. Zjedliśmy razem kolację w Hacie Puzatej i wieczornym spacerem ulicami Kijowa zakończyliśmy ten dzień.



Następnego dnia rano zaczęła się moja dziewiąta wyprawa do strefy.

5 komentarzy:

  1. Kolejna pokojowa misja Pana Andrzeja. Okrągły stół przydaje się jak zawsze, prawda?
    Jest i Szwejk, i ten wspaniały pomysł z książkami na ulicy.
    Pozdrawiam. : )
    izabella-decomanka

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna fotorelacja. Kijów odwiedziłam raz i czuje ogromny niedosyt... Pamiętam, że w Muzeum Czarnobylskim oprowadzała nas pewna młoda pani, która z taką pasją i wzruszeniem opowiadała całą historię, że słuchało się jej ze łzami w oczach i w wielkim podziwie dla tych, którzy tam wtedy pracowali. Coś cudownego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis. Mam nadzieję, że się nie obrazisz, jeśli dodam Cię do mojej listy najlepszych
    blogów o tematyce podróżniczej - blogipodroznikow.blogspot.com. Łatwiej będzie Twój blog znaleźć. Pozdrawiam, Ewka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałem skomentować ostatni post, ale nie wyświetla mi się tam żadne pole w którym mógłbym to zrobić (też mam bloga na blogspocie, i u siebie widzę taką opcję). Trochę treści nt. Czarnobyla mam wchłonięte, ale teraz przeczytałem książkę Płochija i aktualnie przerabiam O północy w Czarnobylu, i trochę wracam do tego tematu. Czarnobylska zona jest ciekawa na starcie, tj. wtedy, kiedy jesteśmy zieloni. A potem jakoś człowiek się nasyca. Nie fascynuje mnie urbex, bardziej historia i fakty. Tutaj są relacje z wielu wyjazdów. Zawsze mi się wydawało, że podróż do Prypeci, rozłożona na kilka dni, to wyjazd który można zrobić raz na kilka lat. Intryguje mnie co ludzi ciągnie do Prypeci, czy to pod wpływem książki Strugackich, czy filmowej przeróbki Tarkowskiego, czy gier które mnie ominęły, czy książek post-apo Glukhovskyego. Wydaje mi się że to osobliwość wyludnionego miejsca, "tajemnica" którą taki trip może rozwiać... to jest najciekawsze, co ludzi ciągnie do zony?

    OdpowiedzUsuń