Translate

piątek, 3 maja 2013

Wyprawa piąta do Czarnobyla - pażdziernik 2012

Piąta wyprawa do Czarnobyla rozpoczęła się 16 października 2012 roku. Pociąg do Warszawy przyjechał w strugach deszczu. Na Dworcu Centralnym założyłem pokrowce przeciwdeszczowe na plecaki. Ten krótki odcinek z Dworca Centralnego pod Muzeum Techniki pokonałem w ulewę. Spodnie przemokły ale kurtka i plecaki ocalały. Nie było zimno ale strasznie mokro. Po pewnym czasie zebrała się grupa.  Rozmawiając czekaliśmy na autokar. Przyjechał wkrótce. Zobaczyłem Marka Rabińskiego, który zajął mi miejsce. Przywitaliśmy się i zaczęła się wyprawa. Jak już wspominałem wcześniej podróż autokarem jest wspaniała. Tym razem też tak było. Co prawda nasza rozmowa wzbudziła niezadowolenie Pani, która siedziała dwa miejsca za mną. Wyraziła zdziwienie, ze faceci mogą tak bez końca gadać. Tak, możemy gadać - na interesujące nas tematy. 
Podróż do Sławutycza zawsze trwa krótko. Czas płynie szybko. I oto znowu jesteśmy w Sławutyczu. Tym razem zamieszkałem z Pawłem Mielczarkiem i Markiem Rabińskim w Kwartale Moskiewskim. Mieszkanie, w którym zamieszkaliśmy różniło się od tych, w których mieszkałem do tej pory.


 Mieszkanie należało do Pani, która w szczególny sposób zadbała o ten pokój. Ukryła kaloryfer pod ceglana zabudową, a przewody od telewizora za pomocą dużego stwora.



Ciekawostką wszystkich mieszkań, w jakich do tej pory mieszkałem w Sławutyczu jest bateria wannowa. Każda miała dużą wylewkę umożliwiającą korzystanie ze zlewu i wanny.



Mieszkanie sprawiało miłe wrażenie, pełne ciepła, zadbane. Czuliśmy się w nim wspaniale. Po kolacji poszliśmy spać żeby skrócić oczekiwanie na jutrzejszy dzień. 
Nazajutrz, śniadanie w restauracji "Sławutycz", szybki przemarsz na stację kolejową. No i podróż kolejką do stacji Semihody. Z peronu stacji, poprzez kontrolę paszportową przeszliśmy do wyjścia. Tu, na korytarzu przy drzwiach wyjściowych, Sergiej Akulinin przeprowadził szkolenie. Pojawiła się nasza przewodniczka Oksana i przeszliśmy do podstawionego autokaru. Pojechalismy pod sarkofag bloku czwartego.





To miejsce jest szczególne. Wielokrotnie muszę odpowiadać na pytanie - Dlaczego jeżdżę do Czarnobyla? Właśnie dlatego żeby zobaczyć sarkofag. Dlatego żeby zobaczyć symbol Prypeci, żeby stanąć na Placu Centralnym w Prypeci. Po to jeżdżę. Strefa, pomimo całego tragizmu, jest przepiękna. Tym razem wziąłem z sobą jeszcze dwa aparaty analogowe. Robiłem zdjęcia na specjalnych negatywach - są w odcieniu zielonym i czerwonym.







Zmieniły się zasady przebywania w strefie. Mieliśmy przewodników. Podzielona nas na dwie grupy. Jedną prowadziła Oksana, a drugą Maxim.


Moja grupa poszła z Oksaną, która rozpoczęła wędrówkę od stadionu. Stadion w zasadzie jest nieciekawym obiektem. Jest dużo więcej ciekawszych miejsc ale cóż począć? Poszliśmy na stadion.




Tym razem nie zrobiłem tu za wiele zdjęć. Byłem zaskoczony, tak jak pozostali uczestnicy wyprawy, zmianami w strefie. Oksana pilnowała grupy. Chodziliśmy więc z Oksaną. Brak swobody w zwiedzaniu Prypeci wynagradzała piękna jesień. Żółto zielona jesień.





Za każdym razem odkrywam w Prypeci coś nowego. Oto, tuż za Wesołym Miasteczkiem jest park z wspaniałymi mostkami. Teraz ukryte wśród drzew i krzewów.




Jednym z punktów programu był ring bokserski.



Potem odwiedziliśmy Wesołe Miasteczko. Diabelski Młyn jak zwykle robi wrażenie.





Na terenie Wesołego Miasteczka są dwa miejsca - Hot point. Promieniowanie jest tu dość wysokie. Na lewym radiometrze widać 92,08 uSv/h. Prawy - mój - wskazuje jedynie 9,07 uSv/h. Skąd taka różnica? Otóż lewy rentgenometr (Oksany) został przerobiony, wyjęto z niego osłonę ołowianą licznika Gaigera-Millera. Pokazuje on całe spektrum promieniowania. Mój jedynie promieniowanie gamma.










Po przejściu kilkuset metrów znowu znaleźliśmy się na Placu Centralnym Prypeci. To miejsce zawsze robi na mnie wrażenie.







Kolejnym, stałym, fragmentem wycieczki jest Szkoła Muzyczna i Kinoteatr "Prometeusz".




Po wyjściu z kinoteatru skierowaliśmy się do kawiarni "Prypeć". Po drodze minęliśmy miejsce gdzie stał pomnik Prometeusza.




Kawiarnia Prypeć i tuż obok port ukryte pośród zarośli. Niegdyś miejsce odpoczynku mieszkańców Prypeci.


Oto przykład na rozwój życia w strefie. Nie wiem czy jest to żmija czy zaskroniec ale taki okaz spotkaliśmy idąc w stronę kawiarni "Prypeć".


Sama kawiarnia robi wrażenie jak wszystkie opuszczone budynki. Jest strasznie zniszczona. Wyobraźmy sobie, że w tej kawiarni siedzieli ludzie, pili kawę czy coś innego. Cieszyli się życiem. Ich świat był poukładany. Mieszkanie, praca, dzieci. Chciało się żyć.










Do portu prowadzi pergola. Przejście jest tam utrudnione więc rezygnuję ze zwiedzania portu. Schodzę na pobliską przystań.



W październikowym słońcu wszystko wygląda inaczej niż na wiosnę. To przepiękne miejsce.




Po zwiedzeniu kawiarni i przystani Oksana zaproponowała żeby pójść do zatopionego promu. Skorzystaliśmy z tej okazji. Kolejny, nowy punkt w zwiedzaniu Prypeci.









Zrobiłem kilka zdjęć teleobiektywem. To co widać zza krzewów to dźwigi portowe. Nigdy tam nie byłem i chyba nie będę, chociaż nigdy nic nie wiadomo.





Kolejnym punktem zwiedzania był szpital. Spędziłem w nim kiedyś kilka godzin. Teraz to kwestia minut. I tak dobrze, że w ogóle zaszliśmy do szpitala.




















Za każdym razem, kiedy jestem w Prypeci, zastanawiam się czy nasi ludzie też tak samo ogołociliby miasto ze wszystkiego?



Kolejnym stałym fragmentem zwiedzania Prypeci jest Szkoła Nr 1. Budynek Szkoły po prostu zawala się. Jest bardzo niebezpieczny. Nie można tam wejść, a i mówiąc szczerze nie próbowałbym.




Po wyjściu ze szkoły skierowaliśmy się w kierunku Alei Lenina.


Po minięciu Placu Centralnego skierowaliśmy się do Przedszkola "Złoty Kluczyk" tuż za pierwszym  wieżowcem przy ulicy Łazariewa.







O ile pamiętam to już nie  wchodziliśmy do budynku a jedynie poobserwowaliśmy wszystko z daleka.




Opuściliśmy tern przedszkola i przeszliśmy obok wieżowca na ulice Łazariewa, którą to ulicą doszliśmy do placyku przy Domu Usług "Jubilejnyj" . Stał tam właśnie nasz autokar. Jak się później dowiedzieliśmy po Prypeci jeździły od pewnego czasu patrole milicji. Kierowca chodził wokół autokaru i palił papierosy. Został aresztowany przez milicję i zawieziony na przesłuchanie do Czarnobyla. Pouczono go, że może przebywać w Prypeci ale jako kierowca ma siedzieć w autokarze! Niesamowite!


Szkoła Nr 3 to też jak najbardziej kultowe miejsce w Prypeci. Zwłaszcza stołówka z rozsypanymi maskami przeciwgazowymi. Oczywiście nikt, nigdy nie użył tych masek. Później, zapewne złomiarze rozsypali je w szkole.












Tuż obok Szkoły Nr 3 jest Basen "Lazurowy"  . To też juz stały fragment gry. Lubię tu zachodzić. To był kiedyś wspaniały basen.







Po lewej stronie od głównego wejścia znajduje się malutki basen. Staram się też tu zaglądać.




I tak skończył się pierwszy dzień w Prypeci. Obiad powrót do Sławutycza. Następnego dnia rano, jak zwykle silni, zwarci i gotowi ruszyliśmy do strefy. Oczywiście śniadanie i podróż kolejką.


 Na stacji Semihody Siergiej Akulinin zatrzymał grupę i podszedł do strażników. Rozmawiali, Siergiej rozmawiał przez telefon. Sytuacja była nienormalna. Coś było nie tak. Jak się później okazało wszystko było nie tak. Minęła godzina, potem dwie. Jeden z pracowników otworzył drzwi kolejki i pozwolił nam wsiąść.


 

 






 






 
 


 


Na stacji Semihody spędziliśmy osiem godzin. Zwiedziliśmy przy okazji szatnie i toalety pracownicze.



Toalety są niezwykle ciekawe. Otóż sedesy zostały obudowane. Po prostu obudowane tak jak na zdjęciu. Wchodzi się po stopniach. Używa się takiej toalety w pozycji skoczka narciarskiego. Ciekawe.


Czas strasznie się dłużył siedzieliśmy w kolejce rozmawialiśmy. Marek Rabiński jest wspaniałym człowiekiem o ogromnej wiedzy i umie ciekawie opowiadać.


Siergiej Akulinin był załamany. Nie udało mu się nic zrobić. Wyjaśnił nam, że przed wyborami, które miały być niebawem na Ukrainie przedstawiciele Dyrekcji strefy jak i Dyrekcji Elektrowni próbowali pokazać kto jest ważniejszy. Dyrekcja Strefy wygrała i nie wpuściła nas. Powoli docierało do nas, że już takiej swobody w zwiedzaniu strefy nie będzie. Wszystko już minęło. Ja skorzystałem i w 2011 roku dwukrotnie zobaczyłem to co chciałem. Żałuję, że nie znalazłem strefazero.org wcześniej. Zobaczyłbym jeszcze więcej.

Po całym dniu spędzonym na stacji przejazd kolejką był jak wybawienie. Niebawem byliśmy w Sławutyczu. Przed nami kolacja pożegnalna zwana dekontaminacją w Chacie Guta i bania. Mieliśmy trochę czasu. Umówiliśmy się z Pawłem na Placu Centralnym Sławutycza.






Na Placu Centralnym w pełnej krasie prezentował się Anioł Nadziei, o którym w maju opowiadał nam Mer Sławutycza Pan Удовиченко Володимир Петрович



A to moje impresje analogowe...



Kolacja w Chacie Guta była tym razem również nie tak jak zwykle. W tym samym czasie były dwie grupy. Nas ugoszczono pod namiotem foliowym i chociaż wszystko było mile i sympatycznie to nie tak jak zwykle. Skorzystaliśmy skwapliwie z bani. Było jak zawsze super. Po kolacji i bani nie było atmosfery do zabawy więc we trójkę, ja Marek i Paweł wróciliśmy do Sławutycza. Wylądowaliśmy na dyskotece, a potem na kwaterze. I tak powoli kończyła się wyprawa jesienna. Mówiąc szczerze miałem mieszane uczucia. Chyba już się wszystko skończyło.
Na drugi dzień, pożegnaliśmy Sławutycz składając tradycyjnie wieniec przy Memoriale. Przed nami jeszcze atrakcja po drodze do Kijowa i Kijów. Atrakcja to strzelnica sportowa Сапсан. Dla mnie to nie nowość. Byłem tu już kilka razy. A w swoim życiu strzelałem już z tylu różnych rzeczy...Ale zawsze jest zabawa. Jak na swoje lata poszło mi nieźle. Lepiej z SWD niż z AK47. Potem pojechaliśmy już do Kjowa do Hotelu "Turist". Zamieszkałem z kolegą Mariuszem. Byłem padnięty i nie maiłem ochoty na żadne wyjścia. Poszedłem spać.
Następnego dnia rano, po śniadaniu wybraliśmy się w trójkę, ja, Mariusz i Marek na spacer po Kijowie. Przedtem zapakowaliśmy bagaże do autokaru. Marek zaproponował abyśmy odwiedzili cerkiew przy ulicy Czarnobylskiej. Pojechaliśmy metrem. Wysiedliśmy na ostatnim lub przedostatnim przystanku Linii czerwonej - Światoszyńsko-Browarnej. Potem szliśmy przez osiedla Kijowa.





Zaciekawiło. nas niesamowite zjawisko. To co widać na zdjęciach to ocieplanie mieszkań. Nie bloków tak jak u nas ale pojedynczych mieszkań!




Po chwili znaleźliśmy cerkiew i pomnik ofiarom Czarnobyla.











Po zwiedzeniu Pomnika udaliśmy się w stronę metra. Po drodze mijaliśmy bloki, które były obwieszone plakatami czy transparentami. Mieszkańcy deklarowali swoje poparcie określonym kandydatom.
Oto na co zwróciłem uwagę. Tak, jak w Polsce, tak i na Ukrainie młodzi ludzie malują swastyki. Czyja to jest porażka? Kto ponosi odpowiedzialność za to, że nie ma już wartości? Dla mojego pokolenia takie zachowania są nie dopuszczalne! 




Po drodze minęliśmy Krzyż postawiony dla upamiętnienia głodu na Ukrainie w latach 1932-1933. A po chwili naszym oczom ukazał się pomnik poległym żołnierzom ukraińskim w Afganistanie.








To w zasadzie zakończyło naszą wędrówkę po Kijowie. Wróciliśmy do Hotelu "Turist". Mieliśmy jeszcze trochę czasu. Siedzieliśmy w hallu hotelowym. Piliśmy z Markiem za zdrowie i powrót. Marek stawiał. Sądziłem, że to już ostatni raz jestem w Kijowie i na Ukrainie. Sprzedałem pozostałe hrywny w kantorze hotelowym i czułem wielki smutek. Żegnałem się z Ukrainą i strefą. Nie wiedziałem jednak, że strefa tak łatwo nie odpuszcza.
Wróciliśmy do Polski w miarę spokojnie, bez ekscesów na granicy. To był październik, a już w listopadzie czy grudniu zaczęliśmy się z Markiem namawiać na kolejny, tym razem indywidualny wyjazd. Marek znalazł firmę chernobylwel.com i postanowiliśmy pojechać znowu do strefy. Tym razem na przełomie lutego i marca 2013 roku. O tym opowiem w szóstej wyprawie do Czarnobyla.

8 komentarzy:

  1. Ciekawie Andrzeju opowiedziana zdjęciami i tekstem relacja. Świetne fotki w jesiennej scenerii. Całość przeczytałem z wielkim zainteresowaniem. Największe wrażenie wywarły na mnie zdjęcia ze szpitala, basenu i szkoły nr 3 - szczególnie te porozrzucane maski p-gaz. Z opisu wywnioskowałem, że "dobre" dla zwiedzających się już tam kończy, czy w związku z tym to ostatnia tam wizyta? Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatni raz byłem tam w tym roku w marcu. 1-2 marca. Opiszę to niebawem. Ciągły brak czasu...Skończyło się na pewno samodzielne zwiedzanie Prypeci. Ale zona wzywa, mam zamiar pojechać tam w czerwcu, najpóźniej w październiku...Dzięki za miłe słowa. Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Niesamowite wrazenie. Trudno sie otrzasnac z ogromu nieszczesc, ktore dotknely te okolice i mieszkancow.
    Mloda malarka z Wybrzeza byla tam i pozniej namalowala kilka obrazow. W twoim albumie znalazlam te miejsca i przedmioty, ktore ona pokazala. Glownie zanteresowala sie przedszkolem i porzuconymi zabawkami. Te lalki znam z jej obrazow. Wstrzasajace. Pieknie pokazales tak trudny temat. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za miłe słowa. Strefa robi na mnie wrażenie za każdym razem. Strefa jest zaborcza i wzywa mnie, muszę przyjeżdżać tam jak najczęściej.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawie i wyczerpująco opisana wyprawa. Ja jednak jestem ciekaw jaki jest mniej więcej koszt takiej wyprawy. Znam cenę ze strony chernobylwel.com ale jak ma się to do ceny dojazdu z Polski do Kijowa i innych dodatkowych opłat? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koszt wyprawy ze strefazero.org to około 1500 zł. Wyjazd z chernobylwel.com to 350 USD, noclegi w Kijowie 50USD, życie w Kijowie to 150 USD, dojazd do Kijowa i z powrotem pociągiem z Warszawy to około 750 zł. Życie w Kijowie to jedzenie, picie itd. 150 USD to dużo to około 1200 hrywien. Można wydać dużo mniej. Obiad w Puzatej Hacie to około 6o hrywien, piwo kosztuje około 10 hrywien. Coś w rodzaju koniaku - Diesna to 65 hrywien z butelkę (nie pamiętam jakiej wielkości), 0,5 l wódki to wydatek rzędu 20 hrywien. Na ulicy Saksagańskiego w Kijowie, w jakieś piekarni kupiłem chleb za 50 hrywien! Normalnie kosztuje około 4. Generalnie jest tanio ale nie lubię sobie odmawiać. Biorę więc zawsze więcej hrywien niż potrzeba. Mam na następny raz. Byłem w marcu tego roku, już piszę na ten temat ale jakoś ostatnio nie ma zbyt dużo czasu. Szykuję się na kolejny wyjazd. Najprawdopodobniej w październiku chociaż być może jeszcze w czerwcu. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za miłe słowa. :-)

      Usuń
  4. Dla mnie ten pechowy wyjazd był jak na razie jedyną wyprawą do Czarnobyla i Prypeci, a i tak pozostawił wspaniałe wspomnienia. Chętnie pojadę jeszcze raz. Zona wciąga, nawet jeśli się nie zostanie do niej wpuszczonym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście to był pechowy wyjazd ale mimo wszystko wspomina się go dobrze.

      Usuń