Translate

niedziela, 10 lutego 2013

Wyprawa pierwsza do Czarnobyla - październik 2009

Zostałem zaproszony przez Inna Cleanbergen do społeczności G+ photobloggers community. Po raz pierwszy będę prowadził bloga. Niesamowite.
Czy jest coś co zainteresuje innych? Nie wiem sam. Moje podróże są monotematyczne. Jeżdżę od kilku lat do Czarnobyla. Zona wchłonęła mnie bez reszty. Nie mogę wytrzymać dłużej niż kilka miesięcy bez Czarnobyla! Byłem tam już pięć razy. Niebawem, bo za dwa tygodnie, będę po raz szósty.




Po raz pierwszy zobaczyłem sarkofag w 2009 roku. To miejsce zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Zwłaszcza, że mój dozymetr rozdzwonił się i ostrzegał! Później już nie reagowałem na jego alarm. Ten pierwszy raz był nie do opowiedzenia.
Podczas tego wyjazdu zobaczyłem również po raz pierwszy moja ukochaną Prypeć! Cudowne miasto, które musiało umrzeć w wieku 16 lat!


Jak wygląda umarłe miasto? Postaram się pokazać w najdrobniejszych szczegółach. Do pewnego momentu moje wpisy będą miały charakter retrospektywny. Potem będę dzielił się swoimi wrażeniami z nowych wypraw.  Na tym zdjęciu widzimy plac centralny Prypeci. Tuż za drzewami, na wprost wyłania się budynek Pałacu Kultury - "Energetyk". Pergola z prawej prowadzi do Hotelu "Polesie". Plac do 26 kwietnia 1986 roku był pustynią betonową. Całe miasto było nowiutkie, zieleń dopiero zasadzano. Gdzieniegdzie posadzono drzewa, mnóstwo róż. Sięgając wspomnieniami do lat 70 ubiegłego wieku. Wszystkie nasze nowe osiedla wyglądały tak samo. Pustynia betonowa.


Oto Hotel "Polesie", który w 46-tysięcznym mieście przyjmował gości zwiedzających elektrownię w Czarnobylu.
W następnych postach pokażę jak te miejsca zmieniały się w ostatnich latach.


A to ja przed symbolem miasta Prypeć, który znajduje się w rozwidleniu dróg prowadzących do miasta. Tuż po lewej stronie jest ta najbardziej znana droga z "Mostem Śmierci". Ale o tym potem. Pierwszy raz jechałem do strefy z firmą Bispol z Krakowa. Zalecenia były takie żeby po wyjeździe wyrzucić odzież i buty. Kupiłem więc na allegro mundur niemiecki i zamierzałem go wyrzucić po powrocie. Zapytaliśmy naszego opiekuna czy trzeba tak robić? Odpowiedział, że jest to nasza odzież i możemy zrobić z nią co chcemy. Drugim czynnikiem, który wpłynął na moją decyzje o nie wyrzucaniu butów i mundury był fakt, że nasza tłumaczka - Irina chodziła po Prypeci i Czarnobylu w pantofelkach. Ale o zagrożeniach powiem również niebawem.
Jak już pisałem moje pierwsze spotkanie z Czarnobylem i strefą zaczęło się z firmą BISPOL z Krakowa . Wyjazd w październiku 2009 roku nosił nazwę Tour X.  Już w marcu nawiązałem kontakt z biurem firmy i zarezerwowałem miejsce na październik. Rozpocząłem przygotowania sprzętu. W ukraińskiej firmie ECOTEST kupiłem rentgenometr z funkcją dozymetru - TERRA-P.


Na zdjęciu pokazałem cały zestaw jaki dostałem w przesyłce. Terra-P jest dość nowoczesnym choć bardzo skromnym rentgenometrem. Jest to bardzo prosty miernik oparty o licznik Geigera-Müllera. Uzupełniono go o funkcję dozymetru czyli pomiaru w czasie.  Ma możliwość ustawienia poziomu alarmu, zegar, budzik. Można nim również mierzyć promieniowanie beta (po zdjęciu osłonki ochronnej tuby licznika) i to wszystko. Do przebywania w strefie nie jest potrzebny ale czasami się przydaje.
Zaopatrzyłem się również w kompletny mundur niemiecki wycofany już przez Bundeswehr. Zgodnie z sugestią biura miałem zamiar wyrzucić wszystko łącznie z butami. Naczytałem się o zonie i o niebezpieczeństwach jakie mogły mnie spotkać. Przygotowałem dwie torby. W jednej miałem wszystko co jest potrzebne w podróży. W drugiej sprzęt do zony. Nie miałem jeszcze wtedy mojego Nikona D90 ale jeden z moich pierwszych aparatów kompaktowych - Konica Minolta Dimage Z2. Aparat niezwykle prosty ale jak widać sprawdził się doskonale. Pogoda była odpowiednia do strefy. Było mokro chociaż deszcz nie padał.
A więc od początku. Wyjechałem z Białegostoku do Warszawy. Przesiadłem się na ekspres do Krakowa. Podróżowałem w amerykańskim, czarnym mundurze ACU. Zresztą zawsze w nim jeżdżę. W pociągu było pełno Japończyków i Japonek. Niektóre zwracały się do mnie z prośbą o pomoc w znalezieniu miejsca. Wyglądałem na kolejarza? Nie wiem czy mundur powodował, że zwracano się do mnie o pomoc ale starałem się jak mogłem wytłumaczyć wszystko. W moim przedziale jechały oprócz mnie dwie dziewczyny rozmawiające po angielsku i trzy japonki rozmawiające po japoński. Dwie dziewczyny gadały i gadały, plotły i plotły same bzdury. Myślały, że nie rozumiem. Japonki również gadały całą drogę. Tych niestety nie rozumiałem. Tuż przed Krakowem zadzwoniłem do córki i zapytałem jak po japońsku mówi - "do widzenia". Tak się składa, że moje córki uczyły się japońskiego i były w Japonii. Jakież zdziwienie wywołałem wśród japonek, które wstały i szykując się do wyjścia nie wiedziały co powiedzieć. Ja wstałem, składając ręce ukłoniłem się i powiedziałem - sayonara!.  Nie wiem co wtedy czuły ale jakby trafił w nie piorun. Bo wtedy stało się dla nich  interesujące czy znam japoński i zrozumiałem o czym mówiły? Dla mnie było to tylko zabawne.
Po przyjeździe do Krakowa odszukałem dworzec PKS gdzie miało odbyć się spotkanie grupy. Miałem dużo bagażu i było mi ciężko. Teraz już tyle nie zabieram.
Autokar spóźniał się ale w końcu przyjechał. Niestety po godzinie jazdy zepsuł się. Niesamowite!
Podstawiono drugi ale spóźnienie było nie do odrobienia. Cała podróż minęła jak błyskawica. Granica nie była taka straszna. Podróżowałem po Europie i tam w zasadzie nie ma już granic natomiast to był mój pierwszy raz na wschód.  


Oto pierwszy postój za granicą. Nie pamiętam miejscowości ale utkwił mi w pamięci pomnik.


Droga była długa ale wszystko było tak interesujące, że  nagle znaleźliśmy się w Kijowie. Zakwaterowaliśmy się w hostelu, który wyglądał mniej więcej tak:

 
Był to Hostel "Kijev", a mieścił się na 11 piętrze akademika. No cóż, w wielu miejscach byłem, wiele widziałem. Ten hostel zrobił jednak wrażenie. Miałem dwie torby i plecak. Winda nie działała. Wejście na 11 piętro i zakwaterowanie na siódmym było wyzwaniem. Po zakwaterowaniu pojechaliśmy zwiedzać Muzeum Czarnobylskie.


Muzeum zawiera szereg przedmiotów, które są dość charakterystyczne dla tamtego okresu. Jest to wyposażenie jakie mogło uczestniczyć w akcji likwidacji skutków awarii w ЧАЭС. Zobaczcie zresztą sami:




W tym Muzeum można zobaczyć wiele instalacji symbolizując grozę sytuacji:










 
Przy wejściu zawieszono tablice z nazwami miejscowości w strefie, które zginęły. Zostały wysiedlone lub zrównane z ziemią. Przy wyjściu te tablice pokazane są w kolorze czarnym symbolizującym śmierć tychże miejscowości.
Po zwiedzaniu Muzeum Czarnobylskiego zjedliśmy obiad w Puzata Hata. Jest to sieć ukraińskich restauracji, w której serwuje się ukraińskie potrawy. Od tamtego czasu zawsze jem w tej sieci. Rewelacja. Polecam wszystkim. 





Kijów zwiedzaliśmy nocą. Wrażenia niesamowite. Kolejka - Funikuler - zawiozła nas na Włodzimierzowskie wzgórze. 


Tuż obok monastyru Św. Michała Archanioła znajduje się Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy.


A tuż obok wspaniały pomnik Wielkiego Głodu 1933 roku.


W głębi widać katedrę Św. Zofii. Idąc w kierunku tej katedry zobaczyliśmy pomnik Bogdana Chmielnickiego.


Doszliśmy w końcu na Majdan i stamtąd marszrutką dojechaliśmy do kompleksu Muzeum Historii Wojny Ojczyźnianej. W następnych postach pokażę te miejsca widziane w dzień. Wtedy czułem się nieswojo. Ulice Kijowa pełne były ludzi, którzy w grupkach spożywali alkohol. Dziwne. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że jest to zgodne z prawem. Muzeum wojny Ojczyźnianej widziane nocą robi wrażenie.





Jednak równie olbrzymie wrażenie robi Kijowskie metro!


Tak powoli skończył się dzień pełen wrażęń, pełen nowych obrazów. Wróciliśmy do Hostelu i podekscytowani czekaliśmy na jutrzejszy wyjazd do zony.

 



Pokój w hostelu jak również łazienka to bardzo ciekawe doświadczenia.





Zmęczeni poszliśmy spać chociaż niektórzy wzorem braci ukraińskich spożywali alkohol ażeby dokonać wstępnej dekontaminacji. Czy pomogło? 

Muszę przyznać, że po tych kilku latach wszystko pamiętam. Bardzo dokładnie. Może dlatego, że to był pierwszy raz?  

Następnego dnia wstaliśmy wcześnie żeby możliwie szybko wyjechać z Kijowa. Bagaże zostawiliśmy w jednym lub dwóch pokojach i przebrani zeszliśmy na śniadanie. Było bardzo smaczne.


  
 Autokar był w miarę nowoczesny ale swoje najlepsze lata już miał za sobą.

 

Sam przejazd z Kijowa do strefy nie zostawił żadnych wspomnień. Wszyscy byliśmy podekscytowani i chcieliśmy jak najszybciej skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Wjazd do strefy od strony Kijowa odbywa się przez punkt kontrolny - Dityatki


Wśród zdjęć z pierwszej wyprawy pokazuję kilka zrobionych aparatem analogowym - Olypmus IS3000. Chciałem stwierdzić czy promieniowanie naświetla kliszę. Nie stwierdziłem, a wszystko mi potem wyjaśnił Marek Rabiński.

Niestety nie pozwalano fotografować żadnych elementów ochrony fizycznej, czyli budynków, bram, ani też strażników. Punkt kontrolny w Dityatkach to już bardzo blisko od miasta Czarnobyl. Mówiąc o Czarnobylu w uproszczeniu mamy na myśli Elektrownię Atomową. 
Otóż Czarnobyl, który nazwę swą wziął od rośliny rosnącej w tych stronach,  to wspaniale położone nad Prypecią, malutkie miasteczko, o bogatej tradycji i historii. Był nawet czas, że Czarnobyl leżał prawie w środku Rzeczpospolitej. Był czas, że Polska Flotylla Rzeczna Marynarki Wojennej w wojnie 1920 roku odniosła zwycięstwo w bitwie sowiecką flotyllą  Dniestrzańską. Jak to się mogło stać, że wśród wspaniałych bagien Polesia powstaje nagle Elektrownia Atomowa?


Przejechaliśmy przez Czarnobyl, minęliśmy punkt kontrolny Leliv, zlikwidowaną wioskę Kopaczi i jadąc w kierunku elektrowni nagle znaleźliśmy się w miejscu, w którym wszystkie rentgenometry rozdzwoniły się dzwonkami alarmów! Było to niesamowite uczucie. Oto wjeżdżaliśmy do strefy! I nagle wyłonił się Sarkofag! Pierwsze wrażenie - duży, z charakterystycznym kominem wentylacyjnym.

Oto w tym momencie spełniło się moje pragnienie żeby zobaczyć sarkofag bloku czwartego.
W tym miejscu warto wrócić na chwilę do historii elektrowni. Odpowiedź na postawione wcześniej pytanie dotyczące decyzji o zbudowaniu elektrowni w tym miejscu nie jest prosta. Bezpośrednią przyczyną było istnienie kolei na trasie Czernihów - Owrucz. Kolej wybudowano w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Inne przyczyny to w miarę pusty teren. Kogo obchodziły wioski poleskie? Kto zdawał sobie sprawę z odpowiedzialności za życie innych? Decyzja o budowie ЧАЭС czyli Czarnobylskiej Atomowej Elektrowni zapadła w Komitecie Centralnym Komunistycznej Partii ZSRR po tym jak komisja poszukująca lokalizacji przedstawiła wszystkie dane. A więc kolej, woda w miarę pusty teren i to wszystko zadecydowało o tym, że niebawem na tym miejscu rozpoczęła się olbrzymia budowa socjalizmu. Olbrzymia inwestycja miała sławić potęgę ZSRR. Elektrownia miała być zbudowana z kilku bloków. W momencie awarii 26 kwietnia 1986 roku skończone były już cztery bloki. Piąty i szósty nie zostały nigdy ukończone.
Wyobraźmy sobie olbrzymią budowę, która zasilana musi być nie tylko linią kolejową ale i wodną. W Zatoce Janowskiej powstaje port przeładunkowy, który w okresie likwidacji skutków awarii był najbardziej wykorzystywany. Nie powiedziałem o ważnym miejscu w zonie - Stacja Janów. Oto mała stacyjka na trasie kolei Czernihów - Owrucz, nieopodal wioski Janów staje się później ważnym miejscem dla Prypeci - miasteczka pracowników elektrowni. Miasteczko to rosło wraz z elektrownią. Nie ma już wioski Janów, która w czasie drugiej wojny światowej była miejscem okrutnych walk. Nie ma już wioski Kopaczi, która została zrównana z ziemią.
Zawsze mam przed oczami obraz wysiedlania mieszkańców zony. Oto dwie starowinki idą drogą, zapłakane, pełne obaw o dzień jutrzejszy. Co wzięły z sobą? Nie idą z pustymi rękami. Niosą garnki. Oto całe ich życie zawarło się w tych garnkach! Bo co miały wziąć? Mając kilka godzin na opuszczenie strefy trudno podjąć decyzję po gromadzeniu przez całe życie rzeczy. Co wziąć z sobą? Co jest ważne, a co nie? Wszystko jest ważne? Czy moje życie jest ważne poza tym miejscem? Jak później oceniano skutki awarii w Czarnobylu? Otóż jednym z najgorszych skutków była alienacja społeczności wysiedlonej. Oni byli naznaczeni, zabraniano dzieciom bawić się z dziećmi wysiedlonych. Dla tych ludzi to był koniec świata.
Powiem teraz kilka słów o reaktorze przy którym stoimy. Związek radziecki budował reaktory RBMK czyli Реактор Большой Мощности Канальный. Po polsku to po prostu lekkowodny reaktor kanałowy wielkiej mocy z moderatorem grafitowym. O budowie takich reaktorów napisano wiele i łatwo to odnaleźć. Powiem w skrócie, że reaktory RBMK to reaktory militarne, którym dopisano funkcje energetyczne. Znamienną cechą takich reaktorów jest możliwość wymiany prętów paliwowych bez zatrzymywania reaktora. Nie będę się rozwodził nad budową ale ta cecha charakterystyczna RBMK doprowadziła do wszystkich późniejszych zdarzeń. Ukraina, jako republika radziecka,  potrzebowała energii elektrycznej. Związek radziecki potrzebował plutonu 237. I tak powstał Czarnobyl.

Jest rok 2009. Oto  nagle jestem w miejscu tuż przy sarkofagu! To tylko chwila przy sarkofagu! Robimy zdjęcia - to można fotografować, tego nie można. Staramy się zachowywać godnie. Przecież to miejsce nosi w sobie tyle łez i cierpienia. Dla mnie ten pierwszy raz był ogromnym przeżyciem Oto spełniło się! Możemy tu być tylko 15 minut i do autokaru!

Jedziemy do Prypeci. Mijamy symbol Prypeci. Przyjedziemy tu później
 

Droga do miasta prowadzi tuż obok stacji Janów, poprzez "Most Śmierci". Istnieje taka Urban Story mówiąca o tym, że w noc awarii mieszkańcy Prypeci stojący na moście od strony reaktora zmarli niebawem, a ci którzy stali po drugiej stronie przeżyli. Jest wiele legend. Zdjęcia Mostu Śmierci pokażę przy okazji następnych wypraw.
I oto zatrzymujemy się przed bramą wjazdową do Prypeci

 
Siedziałem po prawej stronie autokaru i nie dane mi było wtedy zrobić zdjęcia bramie wjazdowej. Zobaczyłem ogrodzenie z drutu kolczastego i budynki. Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak nazywa się ta ulica. dzisiaj już wiem. Tuż za ogrodzeniem biegnie ulica Entuzjastów, a za tym budynkiem jest księgarnia i zaczyna się ulica Przyjaźni Narodów ze znanym pomnikiem Przyjaźni narodów, który był niezwykle trudny do znalezienia. Oczywiście później. W tym momencie chłonąłem każdy skrawek tego miasta. Ulica przed ogrodzeniem prowadzi do dworca autobusowego. Jego zdjęcia pokażę później.



I oto stanąłem na placu centralnym Prypeci. W mieście, gdyby nie awaria, nigdy bym nie był. Ba, nawet nie wiedziałbym o jego istnieniu. W tym dniu okazało się, że niemożliwe staje się możliwe. Zobaczyłem Hotel Polesie i Centrum Restauracyjno-Handlowe. Ta wyprawa miała charakter przedszkolny. Szliśmy prawie, że za rączkę jak przedszkolaki. W Prypeci spędziliśmy kilka godzin. Może dwie, może trzy i to wszystko. Co nam pokazano? No cóż stałe fragmenty gry. Czyli - Wesołe Miasteczko". Idźmy więc...


Nie powiedziałem nic do tej pory o opiekunach. Otóż z Kijowa wyjechaliśmy w towarzystwie opiekuna Dimitra i jego tłumaczki Iriny. Po drodze dosiadła się do nas grupka Francuzów i Dimitri przeszedł na angielski. Zorientował się po chwili, że jest nam to obojętne czy mówi się do nas po polsku czy po angielsku zrezygnował więc z usług Iriny, która przestała tłumaczyć. Rozmawialiśmy po angielsku, rosyjsku. W Dityatkach dosiadła się do nas jeszcze jedna Pani, która chodziła za nami jako ostatnia. Pilnowała nas.
A więc jestem na placu centralnym Prypeci. Idąc w kierunku Wesołego Miasteczka mijaliśmy Pałac Kultury  "Energetyk". Pozowlono nam zajrzeć tu na chwilę. W następnych wyprawach zwiedziłem go bardzo dokładnie.

Poziom promieniowania na placu centralnym osiągnął zaledwie 1,63 μSv. Przekracza to pięciokrotnie normę obowiązującą na Ukrainie.



Wejście do Pałacu Kultury Energetyk jest bardzo utrudnione, z każdym rokiem jest coraz gorzej.








Budynek ten jak i pozostałe w Prypeci niszczeje w zastraszającym tempie. Od zeszłego roku niebezpieczeństwo odpadnięcia elementów konstrukcyjnych budynków jest bardzo duże. Przemieszczając się po Prypeci trzeba uważać na głowę i patrzeć pod nogi. Na głowę może spaść odpadające właśnie okno, a pod nogami może być odkryta studzienka bo pokrywę ukradli złomiarze. Nie wolno z tym żartować. W strefie nie wolno spożywać alkoholu i trzeba być niezwykle czujnym, jak Stalker.
Minęliśmy budynek Pałacu Kultury "Energetyk" tuż przy bocznym wejściu do teatru od strony sceny. Jest tam niewielkie pomieszczenie zwane przez nas Komitetem Propagandy. Znajdują się tam portrety ówczesnych rządzących. W tamtym momencie jeszcze o tym nie wiedziałem. Prypeć znałem doskonale z Google Earth ale widzianą z góry i zdjęcia pokazywały ulice, budynki i niewiele zieleni. Tamtej, żółtej jesieni wszystko wyglądało inaczej. 


Te otwarte drzwi prowadzą właśnie do Komitetu Propagandy, czyli pomieszczenia za sceną. Czyli ten większy budynek ze schodami na dach to właśnie scena z wszelkimi mechanizmami.


A tuż po lewej wspaniały kompleks Restauracyjno-Handlowy. Zwiedziłem go podczas późniejszych wypraw.

Ale oto i naszym oczom ukazał się Diabelski Młyn.





 Tuż obok pozostałe atrakcje - samochodziki i karuzela. Huśtawkom niestety nie zrobiłem wtedy zdjęcia.




Z huśtawek została mi tylko taka gondola leżąca na terenie Wesołego Miasteczka. Niestety w Prypeci różne przedmioty przenoszone są, przestawiane przez zwiedzających. Ostatnio jak byłem już tej gondoli nie widziałem. A w maju ubiegłego roku podobną znaleźliśmy tuż obok Kliniki dziecięcej.

 
Swoistą atrakcję naszej grupy stanowili chłopcy z Wrocławia przebrani w amerykańskie mundury. To był ich cel. znaleźć się w strefie w takim przebraniu. Cieszę się, że im się udało. Każdy ma jakiś cel...



Kolejnym punktem był basen. Poszliśmy do niego skręcając tuż za Diabelskim Młynem obok Kawiarni "Olimpia" w lewo w ulicę właśnie Nadbrzeżną. Doszliśmy do Domu Usług "Jubilejnyj", który stoi na skrzyżowaniu czterech ulic: Nadbrzeżnej, Sportowej, Łazariewa i Bohaterów Stalingradu. Idąc ulica Sportową minęliśmy Szkołę Średnią numer 3, która była następnym punktem zwiedzania i dotarliśmy do basenu - "Lazurowy".

A jednak pomyliłem się trochę. Zdjęcia wyjaśniły mi wszystko. Przeszliśmy tuż przy Technikum Zawodowym Nr. 8, obok Poczty
 
Oto budynek Poczty
A to właśnie Technikum Zawodowe Nr. 8

A otóż i ulica Łazariewa


To jest budynek przy ulicy Łazariewa 9

To jest budynek bursy szkolnej Technikum Zawodowego Nr. 8.



Oto właśnie budynek Domu Usług - "Jubilejnyj"






Mijamy "Jubilejnyj" z wrośniętą w drzewo skrzynką pocztową.



 I oto naszym oczom ukazuje się basen "Lazurnyj".


Grupa nasza rozciąga się i jedni już zwiedzają inni dopiero idą. Na basen wchodzimy poprzez zarośla. Przewodnicy uczulali nas, aby nie chodzić po trawie, nie dotykać zieleni. Nie wolno kłaść toreb na podłoże. Strach przed "gorącymi cząstkami", które mogą zapodziać się w naszym bagażu i potem spowodować różne choroby. Powiem tylko tyle, że gdyby istniało jakiekolwiek zagrożenie nikt nigdy nikogo nie wpuściłby do strefy! Owszem zagrożenie jest zawsze. Można się skaleczyć, można spaść z dachu! Można wpaść do studzienki! Można wleźć w skażone miejsce ale trzeba wiedzieć gdzie! Wtedy nie wiedziałem jeszcze nic na ten temat. Szedłem jak po sznurku uważając żeby nie wdepnąć w zieleń. No cóż szedłem zwracając uwagę na wszystkie szczegóły. Chłonąłem każdy obraz. Basen robił wrażenie.

Weszliśmy bocznym wejściem


A to właśnie wejście główne


Przewodnicy wprowadzili nas do niecki basenu poprzez salę gimnastyczną






Tuż po prawej, tam gdzie stoi grupka ludzi jest waśnie przejście z sali gimnastycznej na basen. Jak widać niezwykle łatwo jest wpaść do basenu. Zwaszcza jeśli ktoś z tyłu próbuje się przepchnąć.



Wszystkie szyby leżą, potłuczone na posadzce. Szkło jest o tyl niebezpieczne, że można się pośliznąć



Promieniowanie jest takie jak u mnie w mieszkaniu.

Wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem ale idąc prosto i potem w prawo można dojść do drugiego małego basenu. O tym potem.
Przyznam, że po raz pierwszy basen zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zresztą każde miejsce w tym mieście robiło ogromne wrażenie. I jest tak nadal. Co prawda przyjeżdżam już tam jak do siebie ale wiele razy udało mi się zabłądzić. Dobrze jest zwiedzać Prypeć w grupach co najmniej dwu osobowych. Wiąże się to wyłącznie z bezpieczeństwem. 
Tuż obok basenu jest Szkoła Średnia Nr. 3.   Wejście do tej szkoły jest również utrudnione przez zarośla.

To jest parter szkoły, hall główny.








Wchodzenie w kadr jest niezwykłym zjawiskiem. Mogłem oczywiście wyciąć fragment tego człowieka ale ilustruje on doskonale nagminne zjawisko.


Ogromne wrażenie zrobiły na mnie pomieszczenia szkoły. Korytarze, klasy i zniszczenia.












No cóż teza z okresu słusznie minionego zdaje się potwierdzać - Lenin wiecznie żywy!

















W stołówce (tuż obok jest kuchnia) rozrzucono maski przeciwgazowe. Nie w chwili ewakuacji ale dopiero później. W czasie ewakuacji nikt oprócz milicji nie używał masek przeciwgazowych. Maski były wszędzie, w każdej placówce. Prypeć znajdowała się w strefie atomowej.

W Prypeci panuje zjawisko podkładania różnych przedmiotów. Ten nowy pochłaniacz od maski GP-5 został przez kogoś podłożony. Później już go w tym miejscu nie było. Zapraszam do odwiedzenia mojej strony o maskach przeciwgazowych - Moja Kolekcja Masek Przeciwgazowych.




 Szkoła była jednym z ostatnich punktów wycieczki. Po wyjściu ze szkoły przeszliśmy do Przedszkola "Złoty Kluczyk".

Niestety nie udało mi się zrobić zdjęć wewnątrz. Czas już nas gonił.

Można było wejść jedynie na pierwsze piętro tego wieżowca.

Ostatnie zdjęcia na Placu Centralnym.


A to ja w pełnej krasie. Już nie jestem taki gruby!
 Wyjechaliśmy z Prypeci. Czułem niedosyt!






I oto właśnie wspaniały sarkofag. Efekt pracy likwidatorów.





Promieniowanie jak promieniowanie. Teraz po przyjeździe do strefy ustawiam poziom alarmu na 9 μSv/h. Nie chcę żeby mój dozymetr cały czas dzwonił. Dzwoni tylko wtedy kiedy już trzeba wyjść z miejsca zagrożenia. W strefie są miejsca gdzie Terra-P pokaże 100 μSv/h jak również 3000 μSv/h. Są tacy co wiedzą gdzie są takie miejsca.

Spod sarkofagu przejechaliśmy na plac przed dyrekcją elektrowni gdzie jest pomnik upamiętniający pracę likwidatorów awarii.

Nie wiem co przedstawia ta metaloplastyka ale tkwi na budynku dyrekcji.

A to jest pomnik Prometeusza, który znajdował się w Prypeci, tuż obok Kinoteatru "Prometeusz" Został przeniesiony po awarii.
A to jest właśnie wyżej wspomniany pomnik likwidatorów.



Dzwon bije kiedy nadchodzi nieszczęście - to jest właśnie Dzwon Czarnobylski. Symbol wykorzystywany w przedstawianiu nieszczęścia awarii.

Przed wejściem do stołówki znajdują się specjalne rentgenometry zwane wagami. Takie same znajdują się w punktach kontrolnych. W Dityatkach, wyjeżdżając ze strefy również przejdziemy kontrole dozymetryczną. Czy zdarza się, że dozymetr wskaże napromieniowanie jakieś części ciała? Tak.
Opuściliśmy teren strefy wykluczenia, czyli wewnętrznej 10 km strefy. Wróciliśmy tą samą, zresztą jedyną, drogą do miasta Czarnobyl. 

Robiłem zdjęcia przez szybę autokaru. Dużo nie wyszło. Wtedy nie wiedziałem, że wrócę tu niebawem. Starałem się uwiecznić jak najwięcej.




Podjechaliśmy jak najbliżej się dało w owym czasie pod Radar Duga 3 czy też Czarnobyl 2, czy jak kto woli - Oko Moskwy. W tej chwili już tam się nie wjedzie.

W Czarnobylu, tuż przy wjeździe do miasta, za Strażą Pożarną jest Pomnik Strażaków . Napis na pomniku mówi - "Tym, którzy uratowali świat". I jest w tym cała prawda.




W Czarnobylu zastanawiały nas rury ciepłownicze biegnące po powierzchni, a nie zakopane w ziemi. Jak wytłumaczył nam przewodnik Dimitri nie wolno było kopać w ziemi w strefie. Położono więc rury ciepłownicze na powierzchni dostarczając likwidatorom ciepłą wodę. Jak to mówią stosowano wówczas środki dekontaminacyjne w postaci alkoholu przed i prysznica po. Tablica informacyjna o zakazie kopania na zdjęciu dalej.

Tuż obok pomnika  Strażaków jest sklep "Polesie" . W tym sklepie kupiłem alkohol. Wolno było przewieźć dwie butelki wódki. I tak zrobiłem.
Przed sklepem jest droga prowadząca do portu gdzie pojechaliśmy zobaczyć statki.






Po porcie zwiedziliśmy miejsce składowania sprzętu biorącego udział w likwidacji skutków awarii. Do awarii był to stadion. W tej chwili już nie ma tam tego sprzętu. Przy wjeździe do Czarnobyla powstało nowe miejsce, gdzie prezentowany jest sprzęt biorący rzekomo udział w likwidacji skutków awarii. Pokażę je w kolejnej wyprawie w maju 2012 roku.
 





O tym Panu już mówiłem, wiecznie żywy


To już jest historyczne zdjęcie. Tego pomnika już nie ma. Jest inny. Pokażę go niebawem. A w budynku za tymże pomnikiem jest w tej chwili Muzeum Czarnobylskie.


Czarnobyl żegnał nas życząc szczęśliwej drogi.



Wróciliśmy do Kijowa. Prysznic, szybkie zakupy i powrót do Krakowa. Wróciłem do domu. Wtedy jeszcze nie myślałem o powrocie. Rok 2010 jakoś nie pozwolił mi na przyjazd do Czarnobyla. Nadszedł rok 2011. Wtedy już nie mogłem się powstrzymać. Strefa ma w sobie coś co wciąga. Jeśli ktoś woli, niech to będzie - Zew Prypeci! Mnie przyciągnęła Strefa, ludzie, Kvitka Cisyk - jej Dwa Kolory.   Polecam! Jest pieśń o każdym z nas, o naszych radościach, smutkach i dokonaniach. O tym co jest ważne! A co jest ważne? Jeżdżę do zony żeby... Zaraz jadę znowu...Będzie to już mój szósty i nie ostatni raz...

O kolejnych wyprawach opowiem niebawem...

11 komentarzy:

  1. Niesamowite. Będę obserwatorem Twojego bloga. Akurat podobne tematy bardzo mnie interesują. Spodziewam się więcej zdjęć z następnej wyprawy. Pozdrawiam i wytrwałości zyczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Inna za zainicjowanie mojego bloga. Ciągle nad nim pracuję i zmieniam. Mam nadzieję wypracować czytelną formę. Połączyłem posty w jeden i będę się trzymał tej konwencji. Każdą wyprawę opiszę odrębnie. Każda miała swój charakter. Nie wiem czy będzie to ciekawe ale postaram się sprostać wyzwaniu. Czarnobyl i strefa są d la mnie niezwykle ważne. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Witam!
    Też interesuję się podobnymi tematami.
    Będę czytała z uwagą.
    Pozdrawiam!
    Agata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, będę się starał sprostać wyzwaniu. Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Wstrząsające... Do tej pory nie potrafię czytać o Czarnobylu i oglądać zdjęć na spokojnie...
    Wiecie, że zawalił się dach nad maszynownią przy czwartym reaktorze?
    http://wiadomosci.onet.pl/swiat/zawalil-sie-dach-elektrowni-w-czarnobylu,5420029,0,fotoreportaz-maly.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Józefino, zdjęcia przedstawiają rzeczywistość. W późniejszych wyprawach widziałem więcej. Jeszcze nie wiem jak to opisać czy poszczególne wyprawy czy wszystko w ramach jednego opisu. Zastanawiam się. Ponieważ za dwa tygodnie będę tam po raz szósty może przyjdzie mi coś do głowy.
    Rzeczywiście zawalił się fragment dachu bloku czwartego. Czy jest zagrożenie? Myślę, że nie istotne. Niebawem Nowa Arka rozwiąże problemy. Pamiętajmy, że obecny sarkofag był przewidziany na 25 lat. Minęło już 26, a niebawem będzie 27 rok od awarii...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak bloki w moim mieście - były przewidziane na 30 lat a stoją już 42...
    Wiesz, zazdroszczę Tobie tych podróży, bardzo chciałabym pojechać, chociaż wiem, że byłoby to trudne doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agato, jak pojedziesz raz to nie będziesz mogła się uwolnić od strefy! Jest przepiękna! Na jesieni 2011 roku byłem chyba na przełomie września i października. Była z nami Basia, drobna dziewczynka. Bardzo miła i sympatyczna. W październiku pojechała po raz drugi. W październiku 2011 roku. Jadę tam już szósty raz i za każdym razem mówię, że to już ostatni. Dopóki zdrowia i pieniędzy starczy to będę jeździł. Posłuchaj tej wspaniałej pieśni Kvtki Cisyk - http://www.youtube.com/watch?v=Uc8Ldt1OGxI&feature=share&list=PL03B55946A0772982. Pozdrawiam

      Usuń
  6. Dzięki za linka, posłucham!
    A dla Ciebie mam to:
    http://youtu.be/p05tDEyJbAk

    OdpowiedzUsuń
  7. Amazing and massive collection of photos

    OdpowiedzUsuń