Translate

wtorek, 15 kwietnia 2014

Wyprawa dziewiąta do Czarnobyla - Październik 2013. Dzień Trzeci


Trzeci dzień wyprawy zaczął się, tak jak poprzedni, od śniadania w Barze "Dziesiątka". Pisałem już o jedzeniu w strefie. Bardzo dobre obiady serwuje stołówka pracownicza w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej, natomiast Bar "Dziesiątka" musi jeszcze nad tym popracować. 
Po śniadaniu wizyta w sklepie "Polesie" w celu zakupienia niezbędnego prowiantu i wyjazd do strefy.




Program na dzień 19 października 2013 roku obejmował zwiedzanie Prypeci ale przedtem mieliśmy zaplanowaną wycieczkę wokół jeziora Czarnobylskiego. Poranek był przepiękny, strefa w tym świetle prezentowała się doskonale. Podróż z Czarnobyla do Elektrowni minęła błyskawicznie. Robiliśmy zdjęcia przez szybę autokaru i wiele z nich wyszło całkiem nieźle. Można by rzec nadspodziewanie nieźle.











Oto przepiękny widok na Elektrownię w całej krasie. Cztery bloki i czająca się za nimi Arka. Przejeżdżałem tym mostem wielokrotnie. Robiłem zdjęcia przez szybę autokarów wiele razy ale tym razem światło było doskonałe. 




Proszę zwrócić uwagę na zadbane, pobielone drzewa. W Elektrowni, której ostatni - trzeci blok -  zamknięto 15 grudnia 2000 roku.








To jest przejazd pod rurami ogrzewania. Zawsze wyjeżdżaliśmy tędy i skręciwszy w prawo jechaliśmy na plac widokowy przy sarkofagu bloku czwartego. 19 października pojechaliśmy w przeciwną stronę.




Przejechaliśmy  tuż przy stacji Semihody. Tutaj przyjeżdża codziennie kolejka ze Sławutycza gdzie mieszkają pracownicy Elektrowni i strefy.






Pierwszy przystanek to stacja pomp.  Z brzegu jeziora rozciągał się wspaniały widok na Czarnobylską Elektrownię Atomową.


















Próba przejazdu przez mostek skończyła się fiaskiem. Autokar zaczepił podwoziem o podłoże, musieliśmy wysiąść. Kierowca został próbując wyjechać, a my poszliśmy pieszo w kierunku stacji filtrów.


Stacja filtrów, a w zasadzie to, co po niej zostało, nie przedstawia się okazale. Zardzewiałe konstrukcje stalowe, których przeznaczenia trudno dociec.


















Po zwiedzeniu Stacji Filtrów wróciliśmy do autokaru, który już zdążył zawrócić i pojechaliśmy do Prypeci. Podzieliliśmy się na dwie grupy i poszliśmy realizować swoje zadania.






Prypeć jesienią wygląda przepięknie. Jak dla mnie, to właśnie. jesień jest najlepszą porą do zwiedzania. Może dlatego, że po raz pierwszy byłem w Prypeci jesienią? Zima ma swój urok, wiosna również. Lato jest według mnie najgorszą porą do zwiedzania. Jest potwornie gorąco, pełno komarów i wszystko skrywa wszechobecna zieleń. Rośliny utrudniają przejście, a liście dokładnie wszystko zasłaniają. Można zabłądzić na Placu Centralnym.
Ekipa, z którą zwiedzaliśmy strefę była bardzo dobrze przygotowana. Technicznie i merytorycznie. Wielu rzeczy w Prypeci robić nie wolno. Między innymi nie wolno wchodzić na dachy budynków. Ale stamtąd jest najlepszy widok. Wchodziłem na wiele dachów, tym razem zostaliśmy zabrani na dach budynku przy ulicy Kurczatowa 1, blisko portu i kawiarni Prypeć.


Nie jest to 16 piętrowy budynek ale widok z niego jest równie wspaniały. Doskonale widać Elektrownię, Prypeć i okoliczne tereny.





























Doskonale prezentuje się siła roślin. Miasto było pustynią betonową, jakie znamy z lat siedemdziesiątych w Polsce. Budowano blokowiska, bez roślin. Potem w czynach społecznych zazielenialiśmy tereny. Czas leci szybko i właśnie te roślinki, które zapewne wysadzali w Prypeci mieszkańcy i uczniowie pod wodzą przodowników pracy, rozrosły się teraz i niedługo zniszczą miasto.


W październiku 2013 roku Sarkofag miał jeszcze dwa kominy wentylacyjne. W chwili obecnej pozostał już tylko mniejszy. Mam nadzieję, że w tym roku zobaczę to na własne oczy.  Na jesieni. Może to już będzie ostatni raz?




Nie odmówiłem sobie przyjemności uwiecznienia na tle sarkofagu, a na dodatek na dachu budynku.







Po wyjściu z budynku skierowaliśmy się do pobliskiej Szkoły Nr. 1. Powstał tam nowy zawał. Tym razem większy. W takim tempie szkoła zawali się w przeciągu najbliższych lat. Może roku?





To jest stary zawał, dobrze znany. Nowy powstał po przeciwnej stronie budynku w kwietniu 2013 roku.



Nowy zawał jest dwukrotnie większy od starego i pokazuje jak zbudowano tę szkołę. Gdyby nie było awarii też na pewno by się zawaliła.

 
 


Ze Szkoły Nr. 1 jest bardzo blisko do szpitala. I właśnie tam poszliśmy. Szpital ma ogólnie znana tajemnicę. W piwnicy znajduje się bardzo napromieniowane miejsce. Podobno są tam mundury strażaków, którzy uczestniczyli w gaszeniu pożaru reaktora.W pierwszych godzinach awarii i wszyscy zamarli w ciągu trzech dni w Moskwie, w specjalnym szpitalu przygotowanym na wypadek awarii jądrowych. Nigdy nie byłem w tym pomieszczeniu ale wiem, że odwiedzane jest bardzo często. Potem buty trzeba myć.
























Szpital już wielokrotnie pokazywałem. Szpital, basen, szkoła, przedszkole są to takie kluczowe miejsca w Prypeci, które trzeba zobaczyć. Do strefy przyjeżdżają różni ludzie. Specjalnie przygotowani pasjonaci, wyposażeni w sprzęt, doskonale orientujący się w topografii miasta i ludzie przypadkowi. Zwiedzanie Prypeci to wielogodzinny marsz ze sprzętem, wchodzenie na dachy, włażenie do piwnic. Spotkałem też ludzi, którzy robili zdjęcia telefonem komórkowym. Tak więc każdy może się realizować według własnych celów i zadań sobie postawionych. Moim zadaniem jest zobaczyć jak najwięcej, i jak najwięcej pokazać.
Droga ze szkoły w kierunku ulicy Lesi Ukrainki prowadziła przez osiedle przy Alei Lenina. Oto właśnie blok numer 26 przy Alei Lenina. Nasz przewodnik poprowadził nas między blokami. Wydawało się to trochę dziwne. Dlaczego? No cóż, łatwiej jest iść drogą ale ze względu na inne grupy zwiedzających i konkurencję między organizatorami wypraw, lepiej nie rzucać się w oczy.




Przeszliśmy tuż obok Białego Domu  i przecięliśmy Aleje Lenina. W tym roku złomiarze wywieźli rury CO zakopane między jezdniami. Powstał wykop, a potem zakopano ślady byle jak. Musiała to być akcja na najwyższym szczeblu. Różne rzeczy słyszy się na Ukrainie. Korupcja jest tam niesamowita. W pozyskiwanie złomu ze strefy zaangażowane były podobno wysokie szczeble władzy.




A to przykład co można było zrobić w Prypeci. Właściciel jednego z tych mieszkań dobudował sobie pokój. Trudno to nawet nazwać. Warto zauważyć, że przełożono nawet instalację gazową. To musiał być ktoś!  U nas takie coś byłoby niemożliwe. To cudo architektoniczne mieści się pomiędzy blokami przy ulicy Kurczatowa 31 i 33.




Przedzierając się przez zarośla pomiędzy blokami dotarliśmy w końcu do ulicy Lesi Ukrainki. Na skrzyżowaniu z ulica Kurczatowa stoi budynek, a w zasadzie dwa budynki plus sklep sportowy. Budynek posiada dwa numery dwa numery. Od strony Lesi Ukrainki to numer 24, a od Kurczatowa to 35.


 Naprzeciwko opisanego wyżej budynku znajduje się posterunek milicji, który odwiedzałem już kilka razy. I tym razem też się udało.



Cały czas opisuje potęgę przyrody ale jak nie pochylić się nad taką siłą? Oto  drzewko posadzone w betonowej doniczce! Wyrosło na całkiem duże, normalne drzewo. W skażonej strefie!






Komisariat milicji opisałem już wiele razy ale w przelocie kilka zdjęć warto zrobić żeby nie tracić kontroli nad tym wszystkim co się zmienia. Kolejnym celem był legendarny już chwytak. Rzekomo najbardziej napromieniowany w Prypeci ale są miejsca gdzie promieniowanie jest dużo, dużo większe.




Latem przy ulicy Lesi Ukrainki fotografowałem dojrzewające jabłka. Teraz dojrzały. Próbowano tych jabłek ale nie były smaczne. Ja nie próbowałem.


Doszliśmy do chwytaka. Byłem tu już wielokrotnie. Chwytak fascynuje wszystkich posiadaczy rentgenometrów bo wskazują ciągły wzrost promieniowania.



No cóż, udało mi się zmierzyć jedynie 44,53 uSv/h w chwytaku. Tam promieniowanie cały czas rośnie i oczekujący w kolejce na zrobienie takiego zdjęcia denerwują się. Trzeba więc się śpieszyć. I tak udało mi się zrobić zdjęcie chwytaka bez nikogo w pobliżu. Grupa była niezwykle zdyscyplinowana i unikano włażenia w kadr.


A tu przewodnik pokazała nam świecący mech. Podobno w nocy świeci. Nie wiem czy jest to efekt skażenia środowiska czy proces naturalny.


Tuż za chwytakiem stoją różne konstrukcje. Do tej pory unikały mojej uwadze. Tym razem dowiedziałem się od przewodnika, że między innymi leżą tu resztki po robocie biorącym udział w usuwaniu skutków awarii na dachu reaktora




Oto co z niego zostało. Rama nośna, jakieś przewody... Promieniowanie na poziomie 50 uSv/h.


Od chwytaka do zakładów Jupiter to już parę kroków. Byłem tu jesienią 2011 ale nie udało się wejść do środka. Zwiedziliśmy tylko kilka pomieszczeń w budynku biurowym, wokół wejścia. Moi koledzy nie byli zainteresowani zwiedzaniem Jupitera, a sam nie chciałem tam chodzić bo w przypadku jakiegokolwiek uszkodzenia ciała mógłby być problem.
 
 








W hallu głównym, tuż przy bramkach wejściowych stoi Dziad Mróz. Czeka. 



Po wejściu na teren zakładu, po lewej stronie są niepozorne drzwi. Za nimi kryje się między innymi wejście do schronu przeciwatomowego.  Teraz schron jest zalany. Nie można było tam wejść bez odpowiedniego wyposażenia. Poszliśmy więc do pierwszego budynku po lewej stronie od wejścia. Na Wikimapii oznaczono go jako - Корпус № 3. Опытный завод.


 


Oficjalnie zakład "Jupiter" produkował części do magnetofonów kasetowych, a nieoficjalnie Pluton 239. Tak więc napis "czysta strefa" jest ze wszech miar zasadny.



 


Wyszliśmy drugim wejściem, naprzeciwko hali głównej - Корпус №1. Опытный завод. Nie wiem czy poniższa konstrukcja to tylko ozdoba czy spełniała jakąś inną rolę. Hala główna ozdobiona jest w ten sposób trzema takimi  ozdobami.




Każdy, kto grał w III Stalkera, czyli - Zew Prypeci, rozpozna zapewne tę konstrukcję.





Tuż za halą trzecią -  Корпус № 4  znajduje się składowisko pojazdów. Właściwie tego co z nich zostało.








     

Weszliśmy do budynku. Widać rozmiary zniszczeń. Chodzenie jest utrudnione i trzeba niezwykle uważać na to gdzie się staje.








Za budynkiem czerwieniły się jabłka w jesiennym słońcu. Czy takiego widoku spodziewać się można w skażonej strefie?


 





Na halę główną- - Корпус №1. Опытный завод weszliśmy wejściem znajdującym się pomiędzy budynkiem nr 1 i nr 4.

 
 

 Dobrze zabezpieczona studzienka. Hala główna niszczeje przy wydatnym udziale złomiarzy. Wycinanie konstrukcji metalowych spowodowało odpadnięcie belki stropowej.

 



A tu znajome urządzenie. Oto Tlenowy aparat izolujący ucieczkowy z masą tlenotwórczą SzS-7M (ШС-7М) . Mam taki aparat w swojej kolekcji.





  

Obeszliśmy więc cały zakład. Wyszliśmy bramą na przeciwko ulicy Sportowej.



Oprócz jabłek czerwieniejących w jesiennym świetle naszym oczom ukazały się krzewy obsypane żółtymi jagodami. To rokitnik zwyczajny, a po rosyjsku - облепиха. 


Po o puszczeniu Zakładu "Jupiter" poszliśmy ulicą Sportową w kierunku Placu Centralnego. Sygnalizacja świetlna przy basenie lepiej jest widoczna jesienią.


Ulica Sportowa na Placyku przy "Jubileuszowym" Domu Usług przechodzi w ulicę Nabrzeżną. Mijając kawiarnię "Olimpia" wchodzi się na teren Wesołego Miasteczka.

















Skupiłem się tym razem na Bumper Cars - samochodzikach. Wokół można podziwiać kolory roślin.


Z Wesołego Miasteczka na Prac Centralny to już, chciałoby sie powiedzieć, rzut kamieniem. I tak jest w rzeczywistości.









Po wyjeździe z Prypeci zatrzymaliśmy się na krótką chwilkę przy Sarkofagu Bloku 4 - na placyku widokowym.







Po obiedzie obowiązkowe karmienie sumów.  Jak widać do najmniejszych nie należą i dobrze im się żyje w zbiorniku chłodzącym.

 





Droga powrotna do Czarnobyla również była ciekawa bo w wiosce Kopacze, tuż przy przedszkolu, które zwiedzaliśmy wcześniej, spotkaliśmy lisa.




W Czarnobylu zatrzymaliśmy się przy Pomniku Strażaków. Oddaliśmy im cześć składając kwiaty. Doniczkę ustawiła Olga - najmłodsza.


Wieczorem, ostatnim punktem tego dnia była wizyta na cmentarzu w Czarnobylu. Akurat wypadło to nocą. Cmentarz w Czarnobylu składa się z trzech części; Żydowskiej, Rosyjskiej i Ukraińskiej.
W części Żydowskiej zachowała się jedynie jedna macewa. Czarnobyl był w swoim czasie ośrodkiem Chasydyzmu. Zachowała się Synagoga (przy ulicy Lenina), którą ludzie radzieccy przerobili na "воeнкомат" czyli punkt rekrutacji (do wojska oczywiście) czyli po naszemu WKU. No tak, przecież teraz nikt nie wie co to była Wojskowa Komenda Uzupełnień. Ale była.
Tak więc na cmentarzu Żydowskim została tylko jedna macewa...


Cmentarz Żydowski porasta trawa.


W części Rosyjskiej odnajdujemy zadbane groby. Zaniedbane również. 





















Opuściliśmy cmentarz zmęczeni. Dzień był długi i obfitujący w zdarzenia. Skierowaliśmy się do swoich kwater.






Nie udało mi się pokazać tego na zdjęciach ale Czarnobyl nocą wygląda jak normalne miasteczko. Pełno światełek w oknach. Na ulicach mało ludzi bo i godzina milicyjna niebawem ale warto było pójść na ten wieczorny spacer. Przypomniała mi się książka Francesco M. Cataluccio - Czarnobyl. Bardzo polecam, niezwykła lektura.



Po spacerze, w zaciszu hotelowych pokoi, oddawaliśmy się relaksowi. Każdy na swój sposób. Dekontaminacja jest jednak w takich warunkach nieodłącznym elementem funkcjonowania. Jedni używali do tego środków niskoprocentowych inni wprost przeciwnie. Skutek miał być jeden. Niedopuszczenie radionuklidów. I tak się stało. Dekontaminacja ubarwiona została pieśniami rosyjskimi i ukraińskimi. Nie ukrywam, że brałem w tym udział i byłem zadowolony z tak udanego dnia. Jednocześnie dawało się odczuć pewien smutek, że oto jutro ostatni dzień naszej wyprawy. No cóż, taka jest kolej rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz