Translate

niedziela, 1 maja 2016

Wyprawa dwunasta do Czarnobyla - październik 2015 - Dzień 1

Od wielu dni nie mogłem się przybrać do opisania październikowej wyprawy do Czarnobyla. Zdjęcia udało mi się wywołać w miarę szybko, ale ogólna sytuacja nie pozwalała na spokojny powrót do października, który z jednej strony był wspaniały, a z drugiej zapowiadał wielkie zmiany. Nastąpiły.

Dzień 1 wyprawy - 7 października 2015 roku zaczął się normalnie. Jak zawsze. Wiosną śniadania i kolacje jedliśmy w restauracji "Aston" przy Alei Przyjaźni Narodów -  naprzeciwko poczty  - w jednym z tych wieżowców, chyba drugim od ulicy Komsomolskiej. Tym razem również w tejże restauracji mieliśmy zapewnione posiłki. Jadaliśmy już w kilku miejscach. Ta restauracja to maleńki lokalik na dole budynku. Niewiele miejsca w porównaniu z restauracją "Sławutycz", ale bardzo sympatycznie. Śniadanie zjedliśmy, popiliśmy herbatą i wzmocniliśmy się łykiem koniaku. Potem poszliśmy na stację w Sławutyczu

W "elektriczce" czas dojazdu do pracy pracownicy elektrowni wypełniają drzemką lub słuchaniem muzyki. Rozwiązują krzyżówki, grają w karty. Niektórzy są poważni, inni weseli. Żartują, śmieją się i widać, że ten dojazd do pracy ich nie nuży. To czterdzieści minut. Nasza grupa wykorzystuje czas w pociągu również na drzemkę, rozmowy i obserwowanie otoczenia. Szyby w "elektriczce" są brudne. Zawsze. Nie wiem, czy ktoś sprząta wagony, pewnie tak, ale widziałem w październiku 2012, jak sprzątaczka bardzo sumiennie sprzątała peron stacji Semihody. Wtedy to przesiedzieliśmy osiem godzin na tej stacji. Peron jest bardzo długi. Po wyjściu ostatnich pracowników drzwi kolejki zamykają się i jak tylko peron opustoszeje, sprzątaczka zabiera się do pracy. Nieważne, czy jest czysto czy nie. Ma wykonać swoją pracę. Jej praca to sprzątanie, a nie przychodzenie do pracy. Co robią inni, skoro elektrownia od lat nie pracuje? To jest pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. W pojęciu tych ludzi wykonują bardzo odpowiedzialna pracę. Wcale się nie dziwię ich stosunkowi do tego, co się dzieje w elektrowni. Przecież to była największa elektrownia, duma, zaszczyt i honor i nagle koniec. 

Po przejściu kontroli paszportowej nasza grupa gromadzi się przy bramce wyjściowej.


To jest rentgenometr wejściowy o niewielkiej czułości. Bramki stojące przy wejściu na peron są dwudziestokrotnie czulsze. 

Oto nasza grupa oczekuje na przewodników i Siergieja Akulinina, który zawsze ma jakieś sprawy do załatwienia przed wjazdem do strefy.






Ta chwila oczekiwania na wejście do strefy to najwspanialszy moment wyprawy! Za chwilę będzie spełnienie, a teraz są wspaniałe oczekiwania! Co zobaczę, co się będzie działo?
Na placyku przed wyjściem czeka już autokar albo dwa w zależności od ilości uczestników.

W autokarze siadam zawsze z przodu. Jeśli się uda. No cóż, starzy mają pierwszeństwo. 



Lubię patrzeć na uczestników. Oto spełnia się ich marzenie. Być w strefie. Każdy wyznaczył swoje cele. Ma zamiar odwiedzić miejsca, które mają dla niego szczególną wartość.



Robię zdjęcia przez okno autokaru, wiedząc, że ich jakość będzie taka sobie. Ale udaje się zobaczyć pewne rzeczy, które normalnie umykają. Oto Arka lub Arkada. po lewej stronie widać podniesioną klapę. która po nasunięciu Arki na sarkofag zostanie zamknięta. Wiosną nie było jej jeszcze.

Jedziemy pod chłodnie kominowe bloku 5 i 6.






Krótka wizyta w Laboratorium i na eksperymentalnej fermie norek, które karmione były rybami z Jeziora Czarnobylskiego.





To jest właśnie wejście do budynku laboratorium. Za drzwiami, po lewej stronie umieszczono zdjęcia ryb. Budynek jest zdewastowany i obszedłem go już tyle razy, że tym razem wolałem porozmawiać z naszymi przewodnikami. 



Powrót do chłodni kominowych, tutaj można ocenić odległość od laboratorium.






Chłodnie kominowe pokazywałem już wiele razy. Warto zwrócić uwagę na zapał i wspaniałą kondycję młodych uczestników wyprawy. Wystarczy chwila i już konstrukcja jest pełna ludzi. Muszę przyznać, że wchodzenie na dachy budynków staje się coraz bardziej męczące. Wiek robi swoje. Być może ta trudność siedzi w głowie i nie staram się. Mówię, nie dasz rady, nie wchodź. Marek Rabiński zawsze jest pełen energii i to on zachęca mnie swoim przykładem do różnych wyzwań. Jestem mu za to bardzo wdzięczny. Tym razem Marek musiał pojechać do Pragi i mieliśmy się spotkać dopiero w Kijowie w dniu naszego wyjazdu.

Zawsze zwiedzaliśmy tylko tę wyższą chłodnię, która została ukończona, jak się szacuje, w 80 procentach. Druga mniejsza to dopiero początek budowy. Nigdy tu nie byłem, chociaż to tylko rzut kamieniem od tej większej.





Kolejne punkty programu mieściły się na trasie przejazdu z Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej do Czarnobyla. Wioska Kopacze. Ocalało tylko przedszkole i pomnik Bohatera Wojny Ojczyźnianej.





  


Dość duże promieniowanie, ale tylko przy drzewie po prawej stronie dróżki prowadzącej do przedszkola.



Tak mnie widzą inni. Podczas tej wyprawy zrobiono mi wiele zdjęć, z czego bardzo się cieszę i pozwolę sobie zamieszczać je od czasu do czasu. Niestety, nie wiem, kto jest autorem i nie mogę mu podziękować. 


Tuż za wioską Kopacze, w pobliżu jeziora Czarnobylskiego znajduje się ośrodek wypoczynkowy o "Izumrudnoje".
Odwiedzamy go ponownie.


To, co zostało z bramy wjazdowej. Dalej droga zarośnięta i ukryte w gąszczu domki. Kiedyś, za mojej młodości, właśnie takie ośrodki wypoczynkowe w Polsce były miejscem spędzania wakacji. Warunki w takich ośrodkach były trudne, ale wtedy nie było nic innego. Domyślam się, że ten ośrodek miał zawsze mnóstwo wypoczywających. Dobrze jest postawić ośrodek wypoczynkowy w strefie atomowej, pięć czy sześć kilometrów od elektrowni. W razie potrzeby szybko można ściągnąć pracowników. Z Krymu zawsze trudniej. A tak niech odpoczywają, sił nabierają dla dobra Советского Союза!




 

Poziom promieniowania nie jest wysoki, przekracza tylko trzykrotnie dopuszczalną normę na Ukrainie.




Oto droga do miasteczka Czarnobyl. A takim busikiem zwiedzaliśmy strefę. Z roku na rok autokary staja się coraz bardziej nowoczesne. 



Przejazd do miasteczka Czarnobyl. To bardzo krótka wizyta. Zdjęcia przy tablicy z nazwą miasta, obowiązkowy punkt każdego wyjazdu. Już nie robię zdjęć przy tych znakach.



Kompleks Muzealny "Piołun" i poniżej stołówka pracownicza, sklep i bar.


Po wizycie w Czarnobylu przejazd przez Czerwony Las do Prypeci. Jak widać, poziom promieniowania jest już dość wysoki.



Po wjeździe, podziale na grupy rozchodzimy się do swoich stalkerskich zajęć. Seba Marciak zaproponował, abyśmy odwiedzili mieszkanie Anatolija Diatłowa. Po drodze zajrzeliśmy do przepompowni ścieków. Niewielki budynek skrywa olbrzymią część podziemną. Zejście na dół tylko dla śmiałków i ze sprzętem. Inaczej się nie da. Ciemno, ale ciekawostka jest taka, że płytsze pomieszczenia piwniczne, jak schron przeciwatomowy w zakładach Jupiter, jest zalany wodą, a takie głębokie pomieszczenie jest suchuteńkie. Ot zagadka?

 


Анатолий Степанович Дятлов mieszkał przy prospekcie Lenina 7 m 39. Przedzieraliśmy się przez zarośla od strony klatek. Jak już mówiłem, w Prypeci należy unikać kontaktu z innymi ludźmi, strażnikami, milicjantami. Tak jest bezpieczniej. тише едешь, дальше будешь.






Zarośla blokują przejście. Spowalnia to nasze ruchy. Mijamy blok numer 15 i 9. Przed nami za chwilę pojawi się blok Diatłowa.







Widok na zewnątrz z klatki schodowej bloku prospekt Lenina numer 7. Zaglądamy do mieszkań.










I oto przed nami po prawej wejście do mieszkania Diatłowa. To bardzo małe mieszkanie. 









Skrzynka na listy przy wyjściu. Po numerze 39 nie ma nawet śladu.


  





Przedarliśmy się przez zarośla do budynku numer 9. Na dole tego budynku mieściła się prokuratura i sąd. Pokazałem to miejsce wcześniej, ale nie odmówiliśmy sobie ponownego wejścia na dach.






I oto przepiękny widok na elektrownię. Wcale nie trzeba wchodzić na słynne "szesnastki", wystarczy zwykła "dziewiątka". 





Dachy "szesnastek" cieszą się jednak ogromnym powodzeniem. Im wyżej się da wejść, tym lepiej. Podziwiam młodych, sam też bym tak chciał, ale czasami jest mi trudno. Byłem już co prawda na wielu dachach, ale tego nigdy dosyć!







Oko Moskwy z daleka robi równie ogromne wrażenie jak z bliska. Dopiero z tej odległości można zobaczyć wielkość tego obiektu. Jak się stoi pod anteną, to nie wydaje się taka wysoka. Śmiałkowie pną się do góry i zawsze podziwiam ich sprawność i możliwości.


Na dachu tego budynku znajduje się to słynne graffiti, po drodze na schodach pełno przeróżnych przedmiotów.


To była bardzo krótka wizyta w Prypeci. Przejeżdżamy szybko do radaru "Duga". Po drodze mijamy Arkę z drugiej strony





Oto Arka i Elektrownia.




Fascynująca jest dbałość o estetykę w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej. Krawężniki i drzewka są zawsze pobielone. Jest czysto. 




Pozahoryzontalny Radar "Duga" opisałem już kilka razy.







Wejście do sterowni możliwe jest z kilku różnych miejsc. Jest ciemno i trzeba bardzo uważać na dziury w podłodze.





"Твоя цель здесь. Иди ко мне. Твой путь завершается. Иди ко мне.Вознаграждён будет только один.Твоё желание скоро исполнится. Пришло время. Я вижу твоё желание. Путь завершён, человек. Иди ко мне. Иди ко мне. Ты обретёшь то, что заслуживаешь."

Niestety, to tylko nieostre zdjęcie...





Tylko tyle zostało ze sterowni.






Po wyjściu z budynku sterowni poszliśmy na chwileczkę do chłodni. Z każdym rokiem niszczeje coraz bardziej.





Do miasteczka przechodzi się obok kotłowni. Po drodze zajrzeliśmy do Straży Pożarnej.





  

Pod ścianą, na podeście znajduje się ogromna makieta całego ośrodka.



Minęliśmy przedszkole i skierowaliśmy się do szkoły. Do tej pory nie byłem w tym budynku, bo ciągle nie ma na coś czasu. Tym razem się udało.






  

Znaleźliśmy sejf! Niestety zamknięty!






 





 









Duga, to był ostatni punkt tego dnia wyprawy. Napięty program, czasu mało, czyli nic nowego. Poniżej zamieszczam kilka impresji z przejazdu do elektrowni na kolację.

 




 



Potem przejazd do Sławutycza. Nocleg i oczekiwanie na nowy dzień. Co przyniesie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz