Translate

niedziela, 26 stycznia 2014

Wyprawa dziewiąta do Czarnobyla - Październik 2013. Dzień Pierwszy

Wyprawa dziewiąta to cztery dni w strefie. Każdy obfitujący w zdarzenia. Postanowiłem podzielić opis tej wyprawy na cztery odcinki. Tak będzie łatwiej czytać.


Dzień Pierwszy

17 października 2013 roku, zamówiona taksówka (bus) zawiozła nas na Dworzec Południowy w Kijowie. Wysiedliśmy we wskazanym, przez organizatorów,  miejscu. Jakiś autokar stał nieco dalej. Było wcześnie rano.


Troszkę mżyło ale nie przeszkadzało nam to wcale. Bartek, Paweł, Damian i Olga - czekaliśmy na autokar. Marek poszedł się zorientować czy jedyny, stojący trochę dalej autokar jest nasz i rzeczywiście wrócił po chwili z pozytywną informacją. Zapakowaliśmy się do autokaru. Opłaciliśmy pozostałą część.
Obsługa naszej grupy składała się z dwóch przewodników. Była również tłumaczka i kierowca. Celowo nie podaję imion organizatorów. Prosili nas wielokrotnie żeby nie zamieszczać zdjęć robionych wewnątrz budynków. Do tej pory nie zamieszczałem. Trudno jednak nie podzielić się obrazami zniszczenia i zdewastowania pomieszczeń. Autokar był w bardzo dobrym stanie. Każdy, kto chciał,  miał dwa miejsca siedzące. Z tyłu autokaru było pomieszczenie socjalne, z którego korzystali organizatorzy.



I tak oto w komplecie wyruszyliśmy na wyprawę, która miała spełnić nasze oczekiwania. A oczekiwania mieliśmy ogromne.
Przejazd do strefy zajął około dwóch godzin. Wjazd do strefy od strony Kijowa prowadzi przez Checkpoint Dityatki.




Droga do Czarnobyla biegnie przez las. Było jesiennie, mglisto. Dookoła malownicze kolory drzew i krzewów. Jest po prostu pięknie. Pierwszy postój już w strefie to mniej więcej to miejsce. Pasie się tu zwykle stado koni Przewalskiego. I tak jest tym razem. Widziałem je w marcu 2013 roku i w październiku też udało się je zobaczyć.

 



Większość naszej grupy poszła bliżej stada, ja założyłem teleobiektyw i robiłem zdjęcia z daleka. 



Tak wygląda przepiękna strefa. Bogactwo roślin, które widziałem o każdej porze roku. Jesień to moja ulubiona pora. Być może dlatego, że po raz pierwszy byłem w strefie jesienią właśnie.

 




Kolejnym przystankiem w strefie była opuszczona wioska Zalesie. Jej mieszkańcy zostali ewakuowani. Wioska, z roku na rok, niszczeje, zarasta ją roślinność, Bardzo trudno jest się tam gdziekolwiek dostać. Weszliśmy, niegdyś szeroką, drogą tuż przy pomniku upamiętniającym poległych w II wojnie światowej. Cała strefa usiana jest pomnikami, mogiłami uczestników walk  II wojny światowej.

 

Tak właśnie przedzieraliśmy się przez zarośniętą drogę, a w zasadzie ulicę wioski, przy której znajdował Dom Kultury i  domy.
















Oto właśnie Dom Kultury. W zasadzie to co z niego zostało. Przedarcie się przez zarośla umożliwiło wejście do środka. Po raz pierwszy obserwowałem jak nasi przewodnicy łamali krzaki, odrywali gałęzie. Początkowo byłem tym zniesmaczony. Uważam, że w strefie nie wolno niczego niszczyć. Po chwili jednak zrozumiałem, że ich intencje są oczywiste. Wrogiem jest roślinność, która to niszczy ślady naszej cywilizacji.  Od tego momentu nie miałem już zahamowań i łamałem gałęzie uniemożliwiające przejście. Dobrym rozwiązaniem byłyby maczety ale niestety broni do strefy wwozić nie można.

 






Wśród zabudowań gospodarskich znajdujemy resztki samochodu. Trudno go nie znaleźć, stoi tak od 1986 roku. Wyciągnięto z niego co się dało. Została sama karoseria.


 
Drewniane domy mieszkalne są w najgorszym stanie. Ograbione ze wszystkiego już dawno umarły bez swoich właścicieli.






To miejsce, w okresie kiedy przyroda szykuje się do zimy, wywołuje dziwne uczucie. Oto słychać płacz ewakuowanych ludzi, którzy opuszczają swoje domy, opuszczają  swoje miejsce na ziemi. Idą w nieznane. I to było w tamtym momencie najgorsze. Skutki społeczne w ocenie skutków awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej odgrywały decydującą rolę. Sto tysięcy ewakuowanych mieszkańców strefy to sto tysięcy tragedii ludzkich. Inaczej wyglądały losy mieszkańców Prypeci, a inaczej okolicznych wiosek. Mieszkańcy wiosek byli tam całe życie z pokolenia na pokolenie. To było ich miejsce na ziemi. To był znajomy krajobraz, sąsiedzi za płotem, wszelkie troski, zmartwienia i radości. To zwierzęta, które były treścią i sensem ich życia. Wszystko było znajome. Mieszkańcy Prypeci pojawili się tu szesnaście lat przed awarią. Nie mieli, zapewne, takiego sentymentu do tych stron jak rdzenni mieszkańcy. Ich tragedia polegała na utracie tych wszystkich wartości, które w Związku Radzieckim były rzadkością. Samodzielne mieszkanie, dobra pensja, opieka socjalna, wspaniałe rozrywki. Pamiętam lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku jak z bratem chodziliśmy na basen. Kartę wstępu trzeba było załatwiać. Więcej było chętnych niż możliwości. W Prypeci mieszkańcy mieli basen, kawiarnie, restauracje, świetnie zaopatrzone sklepy. Bardzo dużo przedszkoli i szkół. Średnia wieku mieszkańców wynosiła 26 lat. To młode miasto rozwijało się pełną parą.  W porcie czekał parostatek "Prypeć" i wodolot. Można było pożeglować, można było cieszyć się spacerami w okolicznych lasach, łowić ryby. W centrum miasta wspaniały Pałac Kultury "Energetyk", tuż obok kinoteatr "Prometeusz". Czego więcej było trzeba?


Widziałem wiele opuszczonych miejsc w strefie ale wioska Zalesie wywarła na mnie ogromne wrażenie.
Z Zalesia do Czarnobyla to już chwilka. Jedziemy ulicą Sowiecką, która w tym miejscu krzyżuje się z ulicą Kirowa. Mogliśmy skręcić właśnie tutaj w ulicę Kirowa, która prowadzi do Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej ale z jakiś powodów kierowca pojechał kilkaset metrów dalej.






I tak objechaliśmy Muzeum Czarnobylskie w Czarnobylu i skręciliśmy w ulicę Połupanowa. Kiedyś w tym budynku mieścił się sklep, a przed nim stał inny pomnik.



Dzisiaj, jak już mówiłem jest tam Muzeum, a właściwie całość łącznie z pomnikiem nazywa się - Kompleks Memoriał - Gwiazda "Piołun"


Następnie wyjechaliśmy na ulicę Kirowa, która prowadzi, jak już mówiłem, do Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej.





Po drodze minęliśmy sklep "Polesie" z widoczną, odnowioną elewacją. Jest to największy sklep w Czarnobylu i bardzo dobrze zaopatrzony. Marek również fotografował przez szyby autokaru.



Kawałek dalej, na przeciwko wystawy sprzętu, który rzekomo brał udział w likwidacji skutków awarii mieści się lotnisko dla śmigłowców.

 


Przejechaliśmy szybko przez Czarnobyl i skierowaliśmy się do wewnętrznej strefy dziesięciokilometrowej. Funkcjonują dwie strefy: strefa zamknięta (зона отчуждения) i strefa bezwarunkowego wysiedlenia (зона безусловного (обязательного) отселения). Do tej wewnętrznej strefy prowadzi droga z Czarnobyla poprzez Checkpoint Leliv.

Kolejnym punktem zwiedzania była wioska Kopacze (Kopaczi). Byłem tu już kilka razy. Zachował się jedynie budynek przedszkola. Pozostałe domy zostały zakopane, wioska zniknęła z powierzchni ziemi. Buldożerami zniwelowano teren. Gdzieniegdzie widać poprzez zarośla pagórki, to jedyne ślady po domach wioski.

Przed wejściem  do przedszkola stoi pomnik żołnierza. Forma i przesłanie bardzo proste. Oto nasz żołnierz, syn naszego narodu, oddał życie z nas. Żeby nam było lepiej żyć. I to prawda. W czasie II wojny światowej przez ten rejon przetoczyły się fronty, trwały silne walki. Niemcy bronili się zaciekle. Zginęło wielu żołnierzy, których pamięć uwieczniają liczne pomniki, które są pieczołowicie konserwowane.

   


"Wieczna chwała bohaterom poległym w walkach o wolność i niezależność naszej Ojczyzny". Tak, o bohaterach, o ich walce pamięta jedynie pokolenie, z którego się wywodzili. Potem pamięć słabnie, zwłaszcza w dynamicznych państwach jak Polska. Czy dzisiaj ktoś z młodych ludzi pamięta? Czy zastanawia się? Ci bezimienni bohaterowi, synowie tej ziemi co polegli w błotach Polesia. Walczyli o życie, o wolność, o swoje państwo. I chwała im za to! Pamiętam taki obrazek z Kijowa. Byłem w Kompleksie Muzeów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Była niedziela, ładna pogoda. Na placu gdzie zgromadzono sprzęt z okresu II wojny światowej widziałem jak dziadkowie przyszli z wnukami i opowiadali im o historii, o sprzęcie o czasach wojny. Czyż potrzebna jest jeszcze jakaś lekcja patriotyzmu?

 
W głębi, mało widoczny, budynek przedszkola. Ze szpaleru ogrodzenia zachowała się jedynie prawa strona, a i ta chyli się już ku upadkowi.


Po prawej stronie alejki, tuż przy drzewie znajduje się "gorący punkt".  Widać dość wysoki poziom promieniowania. Norma na Ukrainie to poniżej 0,3 uSv/h
Poniżej porzucone przez dzieci zabawki. To co zostało, zapewne, z dźwigu lub koparki.



Przedszkole mieści się w jakże znajomym budynku. Takie dworki z gankiem, którego daszek wsparty na kolumnach można odnaleźć nie wyjeżdżając z Polski. 



















Zniszczone przedszkola porażają. Oto obraz miejsca szczególnego dla każdego człowieka. To miejsca ma zapewnić opiekę dzieciom kiedy my jesteśmy w pracy. O dzieciach myślimy zawsze, czy wtedy kiedy są małe, czy wtedy kiedy są już dorosłe. Pamiętam zdarzenie z marca 1989 roku kiedy to  w Białymstoku wykoleił się pociąg towarowy wiozący chlor. Dzieci moje były w przedszkolu. Jedyna myśl to czy zdążę. Zwolniłem się z pracy i pobiegłem do przedszkola. Zabrałem dzieci do domu. Zagrożenie było ogromne. Gdyby chlor wydostał się do zbiornika mielibyśmy Prypeć w Białymstoku.



Żegnamy przedszkole. Martwi mnie mgła, która nie pomaga w robieniu zdjęć. Jestem jednak pełen nadziei. To dopiero początek. Cieszę się, że jestem tu znowu.


 

I jeszcze jedna pamiątka ze strefy - zdjęcie przy znaku promieniowania. Takich znaków jest bardzo dużo. Jak widać są zadbane, czytelne. Ktoś musi się tym zajmować na co dzień.


Tym razem przykład na obecności fauny w strefie. Tuż przy pomniku żołnierza ślady dzików.

Droga do Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej przebiega tuż przy nieukończonych blokach 5 i 6 po prawej stronie, a po lewej mijamy Tymczasowy magazyn składowania wypalonego paliwa jądrowego - ISAF 2 (хоят-2). Do tej pory wydano na ten projekt około 8 mln dolarów.
Nigdy nie przechowywano tu paliwa jądrowego. Jak czytam na stronie Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej projekt ma być wznowiony. O kosztach tego przedsięwzięcia mówi strona Energo Atom Kijev.


Przed przetrwalnikiem stoją ciężarówki. Czekają na załadunek?








Elektrownia spowita we mgle wygląda niesamowicie.  Robię zdjęcia przez szybę autokaru bez przekonania, że uda mi się coś z nich wyciągnąć. Ale jak na takie warunki wyszły całkiem nieźle.









































 





Te czerwone pudełeczka to zwykłe kontenery. Dopiero przy takim porównaniu widać ogrom konstrukcji nowej Arki.




Oto widok na stary sarkofag i nową Arkę, która go zastąpi. W tej chwili nie ma już pierwszego komina wentylacyjnego. Został zdemontowany w listopadzie 2013 roku. Tego, który stał się symbolem Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej, tak jak symbolem Prypeci stał się Diabelski Młyn.


Przejazd do Prypeci z obowiązkowym postojem przy symbolu miasta. Wiele razy fotografowałem pomnik wspaniałego miasta, w którym mieszkali ludzie - wybrańcy narodu. Tworzyli wielkie dzieło - największą na świecie Elektrownię Atomową w Czarnobylu.


Ta tablica po lewej, która w tej chwili psuje widok, to dawniej plan miasta Prypeci.



Marzy mi się jeszcze, żeby tak można było pójść poprzez te pola, tak po prostu przed siebie. Zajść do opuszczonych wiosek, popatrzeć na strefę nie przez szybę autokaru, nie z miejsc ogólnie znanych ale pójść tam gdzie zaglądają tylko zwierzęta. Na razie to jest niemożliwe.




Ta tablica informuje, że około 16 km stąd znajduje się kompleks Wektor, w którym są składowane materiały skażone ze strefy. Dotyczy to kompleksu w Burakówce. Opisywałem już go kilka razy.




To jest obecnie bardzo ruchliwe skrzyżowanie, które łączy pięć dróg. W związku z budową Arki jeżdżą tędy ciężarówki dowożące przeróżne materiały i konstrukcje. Jak mówią nam przewodnicy,  kierowcy muszą jeździć szybko, nie ze względu na szybki dowóz materiałów ale podobno wymagają tego przepisy, żeby sprzęt przebywał możliwie krótko w strefie. Czy to prawda? Nie wiem.



Nasza ekipa bez Marka, który gdzieś krążył i robił zdjęcia i Bartek również gdzieś zniknął. Tak więc na zdjęciu jesteśmy w czwórkę: ja, Paweł, Olga i Damian.


A to już nasza grupa w komplecie. Zdjęcie zrobił jeden z przewodników. Proszę zwrócić uwagę na Panią, która stoi obok mnie, po mojej prawej ręce. Tuż obok niej stoi jej syn. Pani wygląda na dość wiekową ale po strefie chodziła bardzo sprawnie. Jej syn był cały czas przy niej. Początkowo myśleliśmy, że to Japonka, bo rysy jej twarzy wskazują na dalekowschodnie pochodzenie.


Wjazd do Prypeci, to słynne miejsce. Razi tymczasowość i prowizoryczne schronienie dla ekipy ochrony. Podobno stałą siedzibę ochrona ma w tej chwili w budynku po dawnej pralni chemicznej, samoobsługowej. Obserwowałem tam już wcześniej obecność ludzi ale dopiero teraz przewodnik nam to wyjaśnił.
Zwiedzanie Prypeci rozpoczęliśmy od Placu Centralnego, gdzie zatrzymał się autokar.  Idąc ulicą Kurczatowa w stronę portu minęliśmy dawny Dom Partii i Urząd Miasta.







Jesień jest wspaniała dla Prypeci. Maluje ją wszystkimi kolorami i jeśli latem narzekamy na to, że trudno cokolwiek zobaczyć i przejść przez zarośla to jesienią  można chociaż coś zobaczyć. Nasi przewodnicy byli niezwykle starannie przygotowani. Podzielono nas na dwie grupy. Każda zaczęła od innej części miasta żeby sobie nie przeszkadzać. Nasz przewodnik zaprowadził nas na chwilę do Kinoteatru "Prometeusz". Uprzedzał i prosił żeby nie publikować zdjęć wnętrz budynków. Jest zakaz wchodzenia do budynków i podobno odpowiednie służby śledzą publikacje i później dochodzą z czyją grupą, z jakim przewodnikiem nastąpiło złamanie prawa. Oczywiście robiliśmy zdjęcia. Prośby jego odniosły skutek i nie zamieszczałem żadnych zdjęć z wnętrz. Myślę, że w świetle ostatnich zdarzeń na Ukrainie nic się nie stanie jak pozwolę sobie przemycić później trochę interesujących zdjęć.




Miejsce, po przeniesionym do Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej, pomniku - "Prometeusz". Przewodnik pokazuje zdjęcie tego miejsca sprzed awarii.
 



Ulica Kurczatowa zbiega się z ulicą Nadbrzeżną, ulicą Ogniewa i Przyjaźni Narodów. Na zakręcie ulicy Kurczatowa stoją cztery budynki. Naprzeciwko znajdujemy kawiarnię "Prypeć". Nasze spotkanie z Prypecią w tym dniu jest niezwykle pospieszne i pobieżne. Będziemy tu jeszcze ponownie ale teraz cieszymy się powrotem do każdego miejsca.


Miałem możliwość już kilka razy fotografować kawiarnię zaczynam więc od budynku portu.







Nabrzeże, do którego przybijały statki jest w tej chwili pięknym miejscem widokowym. Warto spojrzeć na oddalony statek "Prypeć", i dźwigi portowe.



Naprzeciwko kawiarni "Prypeć" widzimy skażone pole. Przystań jest szczególnym miejscem, jest w nim spokój. O każdej porze roku wygląda równie wspaniale.


Kawiarnia "Prypeć" została totalnie zniszczona, złomiarze wynieśli co się da, a w tym co pozostało trudno doszukać się okresu świetności. Pozostało część witraży, które pokazują jak to miejsce musiało wyglądać przed awarią.




Jak już mówiłem wielokrotnie na ulicach miast Ukraińskich znajduje się wiele rzeźb, pomników. Oto przykład takiej rzeźby przy kawiarni "Prypeć"



Tak, to miejsce wyglądało przed awarią. Po prawej stronie widać rzeźbę, o której mówię. Kawiarnia "Prypeć" jeszcze jest chyba w budowie bo nie ma na jej dachu charakterystycznego neonu.


Na tym zdjęciu widzimy to miejsce już po awarii w 1986 roku. Na pierwszym planie widać ogrodzenie z siatki. Prypeć została miastem zamkniętym ale Ulica Ogniewa i Nadbrzeżna była drogą wydzieloną i prowadziła na Białoruś. Prypeć od Białorusi leży w odległości kilkunastu kilometrów. Po stronie Białoruskiej strefę zamkniętą nazwano - Poleski Państwowy Rezerwat Radiacyjno-Ekologiczny. Przypomnę tylko, że skażenie terenu w strefach do całej powierzchni w trzech nowych państwach po rozpadzie Związku Radzieckiego wyniosło: Ukraina 8%, Białoruś 23%, a w Rosji jedynie 1,5%. Ukraina odziedziczyła miejsce awarii. I musi sobie z tym poradzić. Europa nie skąpi pomocy. Robi to w interesie nas wszystkich. Najbardziej poszkodowana, powierzchniowo, Białoruś z racji izolacji i ma ograniczone możliwości pomocy europejskiej. Rosja zapewne nie widzi problemu.

Po wyjściu z kawiarni idziemy przez las do zatopionego statku.





A oto i on. Zamieszczam zdjęcia zaczerpnięte z sieci w celu porównania stanu dzisiejszego ze stanem sprzed awarii.




Jak widać na powyższych zdjęciach mieszkańcy Prypeci tłumnie odwiedzali to miejsce. Korzystali z możliwości popływania statkami. Proszę zwrócić uwagę na fragment nabrzeża. Czasami było zalewane. W chwili obecnej jest całkowicie zalane. Pokazywałem to na wcześniejszych zdjęciach.










Poprzez takie zarośla udało nam się przedrzeć na drogę do szpitala. jak się później okazało przewodnik prowadził nas do kostnicy i na cmentarz.













 
Próba skrócenia sobie drogi przez szpital nie udała się i musieliśmy znowu zanurzyć się w krzaki i zarośla.
 









W końcu doszliśmy do  prosektorium. Pierwszy raz byłem tu w marcu 2011. Nic się nie zmieniło.









 Stary cmentarz  leży tuż przy kostnicy w kompleksie medycznym. Trudno tu się przedostać, a i trudno stwierdzić, że to cmentarz. Gdzieniegdzie pozostały krzyże. Cmentarz jest pozostałością po okolicznych wioskach.









 

Jak widać poziom promieniowania odbiega bardzo od normy ale nie jest wielkość o czymś decydująca.






Drogą przy zawalonym sklepie "Bieriozka", a potem na skróty przy Białym Domu wychodzimy na Plac Centralny.




Żegnam Prypeć. Na krótko. Takie zdjęcie zrobiono mi w 2009 roku. Jeśli tylko mam okazję to proszę kogoś o uwiecznienie mnie na tle Pałacu Kultury "Energetyk".



Dzień się kończy. Musimy jeszcze zakwaterować się w hotelu. Pozostały nam jeszcze trzy dni. I nagle pogoda zmienia się. Stało się piękne słoneczne popołudnie.






Jedziemy do Czarnobyla z przystankiem w Checkpoint Leliv. Tu następuje pomiar skażenia autokaru. Jest czysty. Możemy więc jechać dalej.




Zakwaterowanie w hotelu. Warunki jak na Czarnobyl takie sobie. mieszkałem już w Czarnobylu w lepszym hotelu.


Ten budynek w głębi to nasz hotel (budynek obok hotelu Prypeć). A tu już z bliska. Widać, że ten budynek okres świetności ma już dawno za sobą. 





 



Wnętrza są równie ciekawe jak wygląd z zewnątrz. To co najbardziej interesuje to toaleta i łazienka. Przez kilka dni trzeba będzie korzystać z tychże urządzeń. Pierwsze co dało się odczuć to brak ciepłej wody. Jak się okazało była to chwilowa przerwa w dostawie i na drugi dzień woda ciepła już była.





Ani łazienka, ani tym bardziej kuchnia nie wzbudzały optymizmu.



W pokoju trzyosobowym zamieszkali Bartek, Damian i Dawid. Ja z Markiem w dwuosobowym. Trzeci pokój zajmował Leonid ale przychodził  kiedy już spaliśmy.


Pierwsza kolacja w Czarnobylu. Jedliśmy ją w nowym Barze - "Dziesiątka"(W Wikimapii oznaczono go jako Chernobyl Interinform Agency, która już nie istnieje, obok jest hotel, w którym mieszkałem w marcu)  No cóż, jedzenie jak jedzenie. Jadało się lepiej i gorzej. Posiłki jak widać nie są za obfite ale można się najeść ewentualnie dokupić sobie coś w sklepie. Na Ukrainie jedzenie zawsze zaczyna się od surówki.





Dawniej w tym budynku podpisywaliśmy oświadczenia o ponoszeniu całkowitej odpowiedzialności za zdarzenia w strefie. Teraz jest tu bar "Dziesiątka"


Po kolacji organizatorzy zabrali nas na krótki spacer po Czarnobylu. Ruszyliśmy spod Muzeum alejką pomnika, który pokazuje umarłe miejscowości. Całość to Memoriał Kompleks - Gwiazda "Piołun". Nawiązuje do Apokalipsy Św. Jana, opisała to dokładnie Mary Mycio w książce "Piołunowy Las". Tym razem wziąłem jedynie kompakt AW100. Zdjęcia nie są najlepsze ale pokazują Czarnobyl nocą. Do nocnego zwiedzania Czarnobyla jeszcze wrócimy.

















Wielokrotnie usiłowałem zrobić zdjęcie pomnika Lenina w Czarnobylu. Udało mi się parę razy przez szybę autokaru, czy przez drzwi autokaru. Teraz oto byłem, rzec by można, oko w oko z wodzem Rewolucji. 




Aleja umarłych miejscowości leży wzdłuż ulicy Sowieckiej, która to z kolei prowadzi na stadion, gdzie umieszczono pomnik Wojny Krymskiej, a także pomnik armatę na pamiątkę szlaku chwały.





Wycieczkę zakończyliśmy w Barze "Kramnicja". Zrobiliśmy zakupy, pogadaliśmy chwilkę z nowo poznanym Panem, który pracuje od dwudziestu lat w Czarnobylu. Mieszka w Sławutyczu. Jego praca trwa w systemie dwutygodniowym. Dwa tygodnie w Czarnobylu, a dwa tygodnie w domu. Przewodnicy ponaglali nas do powrotu do hotelu.
Kończył się dzień obfitujący w zdarzenia, pozostało iść spać bo jutrzejszy dzień zapowiadał się równie wspaniale.
Nasz kolega Bartek postanowił jednak wrócić do Baru i porozmawiać z miejscową ludnością o Czarnobylu, awarii i ich doświadczeniach. On był w pracy. Bar co prawda teoretycznie otwarty jest od 17-19. Potem jest zakaz poruszania się po Czarnobylu czyli godzina policyjna. W praktyce jest inaczej. Bartek wrócił późno.